Dziecko idzie do pracy
Wczoraj wydobyłam z czeluści piwnicznych rower. Jako że opony niczyje zostały zutylizowane zgodnie z założeniami (ha!), uzyskałam dostęp do mojego rumaka miejskiego. Rumak został przyprowadzony na salony celem obmycia go z kurzu. Ku zaskoczeniu mojemu wielkiemu, dzieła dokonało Dziecko, radośnie wołając "Myję wielki rower mamy". Cudownie. Wreszcie znalazłam dla Dziecka praktyczne zastosowanie. Szkoda, że ten talent nie objawił się podczas wielkiego sprzątania po imprezie, ale co tam, będą następne okazje. Natomiast dzisiejszy poranek zaskoczył mnie dwoma nieplanowanymi korkami oraz deszczem. W drodze do żłoba Dziecko najpierw zawołało "Ja chcę na nóżki", wlazło do kałuży po czym zażądało "Ja chcę na rączki". Główna ofiara tej operacji - mój granatowy płaszczyk. Trasę parking-sklepik (gdzie zaopatruję się w dzienną porcję węglowodanów złożonych pod postacią batonika)-zakład pracy pokonałam w strugach deszczu, który dopełnił demolki mojego dzisiejszego emplo...