wtorek, 20 sierpnia 2013

Pod księżycem

Mam ostatnio trudny okres. Wydaje mi się, że uwrażliwiłam się, zrzuciłam skorupę, więc zalewają mnie emocje, także te trudne. Wiecie, że mam ten niebieski łazienkowy dywanik równiutko złożony i tak dalej. Pod niego przez lata zamiatałam co się dało. A teraz wzięłam i go wytrzepałam, ale chyba pod wiatr, bo wszystko na mnie poleciało, wpadło w oczy, w nos, w płuca, aż się zakrztusiłam. No ale trzeba było wytrzepać. Można było trzepać na kozetce u psychologa, ale ja wolę we własnym łóżku.
Potem zrobiłam sobie sanatorium dla duszy w okolicznościach przyrody, bo nic tak nie leczy jak woda, wiatr, słońce, księżyc, śpiew ptaków, słodkie owoce, zapach ogniska, szum liści i kojące widoki. No i ukochani. Na leżaku obok i w słuchawce telefonu. Świat mnie rozpieścił wszystkimi zmysłami, a ja się na to otworzyłam i zachłannie przyjęłam.
Dobrze, że zapytałaś, Czekolado. Proste pytanie, podziałało jak prysznic. Musiałam się nad sobą poużalać, tak samo jak teraz muszę z tym skończyć. Czuję, że rosnę, jak lotos przebijam się przez warstwę mułu i błota. Widzę swój cel, mam swój wzór. I mam przewodnika :)

piątek, 9 sierpnia 2013

Zazdrość cd.

Napisałam, że jestem w zazdrości. To moje uczucie. Przelewa się przeze mnie olbrzymią falą. To uczucie, które odepchnęłam kilka lat temu, któremu pozwoliłam wypłynąć na szerokie wody, rozpędzić się na prądach wolności, beztroski, nieodpowiedzialności, luzu. Teraz odbiło się od wielkiej skały i jak tsunami zalało mnie. W tym jestem. Taka jestem.
Wiele to dla mnie znaczy, że nie walczę z tą falą. Daję się jej wykotłować, obić, rzucić na ostre kamienie, połamać. Czekam aż wyrzuci mnie na jakąś plażę.
I choć to boli, to jednak jest wyzwalające.
Gdybym się spięła i próbowała wyprzeć lub stawić opór, zostałabym zmieciona jak tajlandzki bungalow i przestała istnieć w mgnieniu oka.
Tak naprawdę, to czuję ją bardzo w sobie i wiem, że jej furia słabnie. Dbam o siebie, nie ganię się, jestem w kontakcie z tym natłokiem emocji.
Trochę medytuje, więcej otaczam się przyjaciółmi. Nigdy nie skończę wznosić dziękczynnych modłów za przyjaciół, którym mogę to wszystko wyznać. Temu, który cierpliwie odbiera na mini ekranie odbijającym żar nadmorskiego słońca moje urywane, rozemocjonowane maile. Temu, który o północy wysłuchuje mnie przez telefon. Temu, który trzyma klientów w poczekalni, żeby znaleźć dla mnie kilka minut w porannej bieżączce. Temu, który bierze zimne wino pod pachę i siada ze mną ciemną nocą na balkonie.  Temu, który zabiera mnie do kina na optymistyczny film, który już widział w tym tygodniu. Temu, który dzwoni i sprawdza, czy nadal się trzymam. Dziękuję Wam, Kochani.
Sama pewnie też dałabym radę, ale z Wami, to prawdziwie wzmacniające i rozwijające doświadczenie. Kocham Was.
A w ogóle to otworzyłam bloga, żeby napisać o żółwiu. Że mam i że jest fajny. Ale jakoś mi nie wyszło...
Może następnym razem.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Zazdrość

Uczuciem tygodnia ogłaszam zazdrość.
Shit, nawet nie sprawdziłam u Rosenberga, czy zazdrość figuruje na oficjalnej liście uczuć. Natomiast wypiłam ostatnio trzy butelki wina omawiając zjawisko z praktykami i teoretykami tematu. Na mojej liście obecnie panujących emocji zajmuje zaszczytnie obsrane miejsce numer jeden. Miejmy nadzieję, że przejściowo. Nie dość że czuję się zazdrosna, to jeszcze mnie to wkurza, gdyż zazdrość jest wyrazem mojej niedojrzałości emocjonalnej i nie dawania sobie rady. A tak być nie może.
Zazdrość nie jest dowodem na monogamiczność. Mocno w to wierzę. Poprze mnie każdy, kto zaznał uroków ... hmmm obfitości. Zazdrość jest mechanizmem obronnym mojego ego, które władczym tonem domaga się, by wszyscy ustawili się za moim progiem w równym rządku i tam cierpliwie przebywali (z dala od stopy) okazując szczere, wyrafinowane acz nienarzucające się zainteresowanie moją osobą.
No sami widzicie, jakie mam niedojrzałe ego i zboczoną wyobraźnię.
Zazdrość nie dowodzi również miłości (chyba że własnej, a tej dowodzić nie trzeba), choć jej również nie wyklucza. A z pewnością nie stanowi warunku koniecznego. Bynajmniej, pfff.
Moja zazdrość wynika z obniżonego zupełnie bez powodu poczucia własnej wartości.
Zespół mam czy coś.
Idę sobie kupić coś ładnego.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Mega Dziecko

Czy ja wspominałam, że mam świetne Dziecko? Dziecko jest na wypasie.
Nie mogę wprost przestać zachwycać się i puszyć z dumy, że to moje. I swoje własne. Ale moje!
Dziecka się zmusić nie da. Można przekupić, ale to niskie. Można namawiać i czasem się namówić da. Jak namówić Dziecko do wizyty u fryzjera - oto kilka moich wypowiedzi, które nie zadziałały:
- będziesz elegancko wyglądać
- będzie ci chłodniej i wygodniej
- będziesz mieć ładne zdjęcie w paszporcie
- będziesz mieć fryzurę jak tata
- pójdziemy potem na sushi.
Oraz jedna wypowiedź, która zadziałała:
- Ok, jak chcesz. To twoje włosy i ty decydujesz.
Wtedy Dziecko powiedziało i tu cytat dosłowny: Ok, namówiłaś mnie.
Tadam.
Inna sprawa, że trzech fryzjerów nie miało dla nas czasu, więc wizyta nadal tylko w planach i w zasadzie decyzja Dziecka może ulec zmianie.
****
Inna sytuacja. Ja na mega wkurwie na telefonie z M. Dziecko daje mi znaki rączkami, więc kończę i pytam, o co chodzi.
- Wysyłam ci z mojego serca do twojego serca spokój. Żebyś nie krzyczała na tatę.
Chyba już nigdy nie nakrzyczę po tym tekście.
****
Idziemy do znajomych.
- Mamo, mógłbym zostać w samochodzie i poczekać. Bo ja będę się wstydzić tego, że oni zobaczą, że się wstydzę i trzymam Cię za rękę.
*****
Jedziemy rowerem.
- Mamo, stój, no weźże stań w końcu, no stój!
Staję.
- Bo ja w zasadzie nie wiem jeszcze wszystkiego o słowie dupa.
- Na przykład czego?
- Wiem, że znaczy pupa. Ale czy to Bóg je wymyślił?



piątek, 2 sierpnia 2013

Przechył

Tak się zastanawiam, co z bezsennością latem? Beznadziejnie, bo widno. Łażę, pranie sortuję, brzeg stołu przetrę, okruchy zrzucę na podłogę, myślę, śnię na jawie, rozmawiam z duchami w mojej głowie, biję się z myślami, łzę ocieram. Powstrzymuję analizy i planowanie. Chcę żyć chwilą.
Jak żyć chwilą, panie premierze? To takie piękne hasło! Ale proszę mi powiedzieć, jak to się robi w praktyce. Jak to się robi np. w kerfurze jeżdżąc koszykiem pomiędzy regałami? Jak to się robi, gdy sypią się plany? Gdy drzwi do własnego mieszkania zamknięte, klucz mi wiezie taksówkarz poprzez centrum i godzinę W, a frustracja kipi we mnie na osiedlowej ławeczce? Jak to się robi w bezsenną letnią noc? Czy w dni, kiedy bawię się z M w rodzinę? Czy w noce, gdy bawię się z nim w męża i żonę, a nasze telefony leżą obok siebie na kuchennym blacie, wpięte w ładowarki i położone wyświetlaczem do dołu, aby na pewno żaden okruch z naszych osobnych żyć nie przeniknął do naszego wspólnego życia.
Mam chwile, kiedy wciskam pauzę, uruchamiam zmysły i chłonę moment. Ale tylko na chwilę. Pomiędzy tymi chwilami boję się, że lato się skończy. I że znowu będą korki.
Ok. Dosyś smętów. Jadę po żółwia.