piątek, 2 sierpnia 2013

Przechył

Tak się zastanawiam, co z bezsennością latem? Beznadziejnie, bo widno. Łażę, pranie sortuję, brzeg stołu przetrę, okruchy zrzucę na podłogę, myślę, śnię na jawie, rozmawiam z duchami w mojej głowie, biję się z myślami, łzę ocieram. Powstrzymuję analizy i planowanie. Chcę żyć chwilą.
Jak żyć chwilą, panie premierze? To takie piękne hasło! Ale proszę mi powiedzieć, jak to się robi w praktyce. Jak to się robi np. w kerfurze jeżdżąc koszykiem pomiędzy regałami? Jak to się robi, gdy sypią się plany? Gdy drzwi do własnego mieszkania zamknięte, klucz mi wiezie taksówkarz poprzez centrum i godzinę W, a frustracja kipi we mnie na osiedlowej ławeczce? Jak to się robi w bezsenną letnią noc? Czy w dni, kiedy bawię się z M w rodzinę? Czy w noce, gdy bawię się z nim w męża i żonę, a nasze telefony leżą obok siebie na kuchennym blacie, wpięte w ładowarki i położone wyświetlaczem do dołu, aby na pewno żaden okruch z naszych osobnych żyć nie przeniknął do naszego wspólnego życia.
Mam chwile, kiedy wciskam pauzę, uruchamiam zmysły i chłonę moment. Ale tylko na chwilę. Pomiędzy tymi chwilami boję się, że lato się skończy. I że znowu będą korki.
Ok. Dosyś smętów. Jadę po żółwia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz