piątek, 31 lipca 2009

Czy ja mówiłam, że chcę być nauczycielką?

Siedzę i teoretycznie przygotowuję materiały szkoleniowe, bo od poniedziałku wcielam się w Panią Profesor od Prowadzenia Średniej Firmy z Wielkimi Ambicjami.

Aha, i kierowcy zaczęli mnie denerwować. Bo czy to nie jest tak, że tam gdzie wolno jechać 90 zakazane jest jechanie 50 na godzinę? Halo, ludzie do pracy się spieszą! Najbardziej wnerwiający są ci, co hamują na widok: samochodu jadącego z naprzeciwka, łuku jezdni, krowy w rowie przydrożnym, i takich tam.

Aha, i ja chcę wyjść za mąż .

poniedziałek, 27 lipca 2009

???

Dlaczego nic mi się nie chce?
Dlaczego jak przychodzę do pracy, to nie wiem, co mam robić? Czy ktoś mógłby mi dać tabelkę i powiedzieć, jak ją wypełnić, albo na przykład, dał temat do napisania rozprawki? Bo ja nie wiem czym się zająć?
Więc czytam blogi, fora i allegro. A to nie fair.
Dlaczego wpadło mi coś do lewego oka i podrapało soczewkę? I jak ja mam teraz patrzeć? Jak mam widzieć, na którym jestem blogu albo na którym skrzyżowaniu?
Dlaczego lato jest takie krótkie? Ledwo się zaczęło, już jest połowa i zaraz znowu trzeba będzie nosić rajstopy?
I dlaczego znowu muszę się odchudzać?

środa, 22 lipca 2009

A w ogóle to...

... trochę masakra wczoraj w domu. M chory - skąd u diabła w środku lipca wytrzasną 39,4?? Leży i ledwo dycha. Może to świńska grypa? Się nie dowiemy, bo M unika kontaktu z lekarzami. Trochę mu się nie dziwię, wziąwszy pod uwagę traumę z dziecińśtwa.
Dziecko ząbkuje. Pociesza mnie myśl, że ilość zębów mlecznych jest ograniczona. Męczy się. Budzi się z bólu niewyspane i nie wie czego chce i jak sobie pomóc. Nosiłam go więc w chuście i bam, zostałam oblana ciepłym moczem, dosłownie. Lało się przez dobre 3 minuty... aż do chlupotania w butach. Pierwsze moje doświadczenie tego typu ;)
Późnym wieczorem - zakupy remontowe, poproszę 10 płyt k-g szarych, rozmiar 2,60, z transportem bez wniesienia. Profile, framugi, belki poprzeczne, czarujące doprawdy.
Drzwi będą za dwa tygodnie, ale nie później niż w połowie września. Wykładzina za 3 tygodnie, ale nie wiadomo w jakim kolorze. Czy wszyscy teraz budują? A gdzie kryzys?
Jeszcze późniejszym wieczorem - nie ma apapu? a piwo jest? a coś słodkiego?
I na koniec zupełną nocą - rozpoczęłam walkę wręcz z komarami. Zabiłam ich lekką ręką z 50 (dosłownie ręką, bo nic innego ich nie rozpłaszcza skutecznie na ścianie). Z krwią mojej rodziny na dłoniach i poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, poszłam spać.

Że ja przetrwałam wczorajszy dzień i jeszcze dałam radę wstać dzisiaj o 6 i od nowa zacząć pchać ten wózek, to zasługa tylko i wyłącznie słodkiego uśmiechu mojego Dziecka.
Kurna, remont!

Dress code

Byłam wczoraj w eleganckim biurowcu i siedziałam w recepcji czekając na koleżankę. Siedziałam tam z 20 minut. Akurat była pora lunchowa, więc pracownicy tłumami przełazili przez elektroniczne barierki i udawali się na sushi.
No i tak sobie na nich patrzyłam i mnie olśniło, że dużo się zmieniło w obyczajach biurowych. No bo autentycznie jedyną osobą w pantoflach była recepcjonistka. Reszta bez względu na płeć nosi japonki lub conversy. No ewentualnie balerinki. Obowiązują tishirty, im jaskrawsze tym lepsze, np. cytrynkowo-żółte, albo z psem wyszytym cekinami. Poza tym trendy są krókie spodnie, zarówno wśród panów jak i pań. Mogą być jeansy.
Garnitury i kostiumy wymarły razem z dinozaurami (i kakaowcami!!). Widziałam jeden garnitur, słownie jeden. Towarzyszyły mu sandały, więc chyba się nie liczy.
Aaaa, i był jeden krawat - na recepcjonistce.
I tak się zastanawiam co ten kod sukienkowy nam mówi? Czy pracy się już nie szanuje? Strojem okazuje się szacunek klientowi, no nie? A może oznacza to raczej, że nie ma już spotkań biznesowych - wszystko załatwia się online.
Dla mnie bomba. I tak nie mam czasu się stroić, a moja szafa to magazyn ubrań przypadkowych, więc proszę bardzo - japonki, capri i tishirt z pieskiem raz dla mnie.

poniedziałek, 20 lipca 2009

Ile kosztuje drożdżówka?

Ach jak ja mknę przez to opustoszałe miasto! Aż się boję tej prędkości. Warszawiacy, nie wracajcie, zostańcie w Tunezji i na Mazurach. Nie chcemy Was tu z powrotem!!!!

Po cudownym weekendzie jestem znowu uwiązana do biurka, brrrrr. Co za koszmar. Ale wspomnienia miłych chwil trzymają mnie w pionie.
Po wszystkich spotkaniach towarzyskich, mam obserwację następującą - jesteśmy normalną rodziną, ufff.
I jeszcze jak sobie pomyślę, jak piękne będę mieć mieszkanie po remoncie, to skrzydła mi wyrastają. I jeszcze ten uśmiech Dziecka odprowadzanego do żłobka.
Nawet Suka mnie wkurzyła zaledwie umiarkowanie. No bo kupuję jedno jabłko (1,60 za kg) i dwie drożdżówki i płacę 6,65. To ja się pytam, po ile jest drożdżówka?? Sranda!
Albo zmywacz do paznokci, taki czysty aceton w szklanej butelce - 3,80.
Ta baba powinna w salonie Chanel pracować!

Ok, idę rabotać.
Ekskluzywną jagodziankę zjem na lunch, a wieczorem kotlecika mielonego, o.

niedziela, 19 lipca 2009

O roznych pokojach

Jakos mi dobrze ostatnio. Mieszkanko nabiera ksztaltu, Dziecko coraz kochansze i bardziej rozumne. Wszystko sie dobrze uklada i jakos sie wyluzowuje.
Wczoraj, chociaz noc mielismy posztakowana przez placze Dziecka (udar??), w sumie sie wyspalismy, dzis z niewiadomych zupelnie powodow Dziecko dalo pospac do 8!!
W ogole weekend udany. Wczoraj zalatwilam mase spraw. Pojechalam do Ikei oddac durny dioder, przeszlam sie biegiem miedzy patelniami, odkurzylam mieszkanie, siedemnascie razy kazde miejsce i dzis prawie nie zgrzyta pod stopami, sprzatnelam ziemie odzyskana, czyli pokoj na gorze, posortowalam zabawki Dziecka i przygotowalam worek tych do oddania, posortowalam ubranka Dziecka i mam metrowy stosik za malych ciuszkow, odbylam spotkanie towarzyskie z kolezanka, podczas ktorego M nadzorowal Dziecko, wiec naprawde sobie pogadalysmy, polansowalam sie po Polach Mokotowskich oraz po Galerii Mokotow, ale matrix mnie nie wciagnal, poszlam na wieczorny spacer i po zaopatrzenie w wino, nasaczylam sie winkiem wylegujac sie z M na kanapie przy filmie, i na dodatek sie wyspalam!
Dzis kupilismy ekstra tapete do ziemi odzyskanej:) Wybralismy drzwi i wykladzine i ogolnie jest milo.
No, tyle raportu, teraz obserwacje. No wiec ja uwielbiam tak lazic wsrod ludzi i ich podgladac. To moze okropne, ale mam frajde, jak zajrze komus do wozka i sprawdze jak ubral swoje dziecko, lubie kiedy ludzie wieczorami maja zapalone swiatla w mieszkaniach i mozna zobaczyc, jak sobie urzadzili livingrum. Czasem nawet widac ktory program publicystyczny ogladaja:) Fajnie jest sluchac rozmow ludzi wybierajacych kafelki albo firanki. Jak sie kloca, tak zeby nikt nie slyszal.
I jeszcze taka obserwacja ogolna. Ja w sumie to nie rozumiem decyzji innych ludzi. Nie chodzi o te kafelki czy kto ma psa wyprowadzic. Ale takiego odwlekania spraw zyciowych, zycia w ciaglej poczekalni przed gabinetem z "docelowym zyciem". Jakby nikt nie rozumial, ze czas plynie w rownym tempie i w poczekalni i w gabinecie. A co wazniejsze, ze ten gabinet to jest w rzeczywistosci pokoj przechodni i nie pozwola nam tam na dluzej zostac. "Nie spac, zwiedzac, przechodzic dalej, zrobic miejsce dla kolejnej grupy!"

sobota, 18 lipca 2009

Cytat z Pierwszej

"Ja pierdole ile pracy trzeba włożyć w małżeństwo."

Komentarz M do powyzszego nie nadaje sie do publikacji, ale sie usmialam:)

Jednak pierwsza to madra kobieta.
Chociaz gdzies na poczatku 2008 troche zaczela gubic watki w swoim blogu.

Poza tym to troche stracilam kontrole. Nie, nie chodzi o malzenstwo. Nigdy nie kontrolowalam M. No can do.
Chodzi o reszte, np o zakupy. Bo ja kupuje wylacznie jedzenie, czasem dwa razy dziennie, a i tak w kolko czegos nie ma. Np nie ma pieczywa na jutrzejsze sniadanie. Albo o porzadki. W tym tygodniu odkurzylam chyba z dziesiec razy a i tak mi tynk zgrzyta pod stopami.
Albo spanie. Jest po pierwszej. Czemu ja nie spie?

piątek, 17 lipca 2009

Remont cz. III

Tak jakby pewien etap za nami. Pa-paaam!
No ja mam nadzieję! Wszystkie nerwy były warte tej wygody. Już sobie ze 20 razy weszłam i zeszłam bez powodu.....
Jeszcze tylko pare desek, kilka ścianek, siedemset metrów kabli, trzynaście żarówek oraz trzy tony pyłu i remont uznamy za zakończony. Pfff.
Aha, i jeszcze dwadzieścia trzy awanturki :)
Ale co tam, dziś mam zapał do dalszych etapów prac.
(Szczególnie że za tydzień wyjeżdżam z tego bałaganu!)

Dodatkowo nadmienię, że upał jest niemożliwy do wytrzymania. Spać się nie da pod kołdrą. Bez kołdry też nie bo komary.... Wczoraj wybrałam komary....
Wcześniej odkurzyłam dwa razy i raz umyłam podłogę, otrzepałam wszystkie kostki cukru z pyłu, sprzątnęłam w lodówce i już wieczorem mogłam sobie całe 2,5 minuty posiedzieć w bezruchu na balkonie..... bezcenne.

wtorek, 14 lipca 2009

Remont cz. 2

No to sie zaczelo na calego. Pylu mam tyle, ze moglabym zalozyc prywatna plaze w moim wloskim apartamiento.
W zasadzie nie oplaca sie sprzatac. Trzeba jakos otrzepywac rzeczy (np. kostke cukru) z pylu przed uzyciem. Do dzis lozko bylo wyspa bezpylowa, ale dzis koniec tego dobrego. Spimy w pyle.
Tylko na Dziecku ta sytuacja nie robi wrazenia. Pozostali czlonkowie rodziny chodza lekko podkurwieni. Ja staram sie zachowywac optymizm i dawac rade, ale czasem mi ciezko kiedy wszyscy wokol pietrza problemy. Z jednej strony slysze "to sie nie da, tak nie bedzie dobrze, to mozna bylo jakbys powiedziala wczesniej", a z drugiej "a kiedy bedzie podlaczony telewizor, ja juz chce normalnie pracowac, a ile dni/godzin/minut ten remont potrwa, bo ja mam czarne wizje ze jeszcze trzy dni"!
Ale, dzis sukces - zdobylam oswietlenie typu led za akceptowalna cene. No bo oferta sklepu spotline mnie rozwalila - 230 zl za maly punkcik swiatla. Toz lepiej swiatelka choinkowe sobie zamontowac. Tymczasem w budach na bartyckiej szumnie zwanych centrum budowlanym (chyba ze budowlany od bud) wspomniana kwote nabylam piec lampeczek, transformator, kinkiet i zarowke.
Poza tym jest jako taki plan remontu. Damy rade. A w czwartek schody!

Lece spac szybko.

PS. Mamus nie martw sie, masz duza kochajaca rodzine. Nie warto zadawac sie z malostkowymi i zawistnymi.

poniedziałek, 13 lipca 2009

Ryku ciag dalszy

Niestety.
W nocy było ciężko. Dziecko męczyło się okrutnie przez gorączkę. Lekarstwem na Dzieckowe męczarnie okazała się "nocna pobudka na wyjadanie". Normalnie Dziecko o 1.30 wzięło i wylazło z łóżka, powiedziało parę razy brrrrum i zakończyło zdecydowanym am.
No więc dziś w nocy gotowałam zielony groszek, który został ze smakiem skonsumowany w duecie z kanapką, popity herbatką.
Zasnęliśmy o 3.30.
Padam dziś.
Dodatkowo zagubiłam gdzieś zmywacz do paznokci i wyglądam jak sprzedawczyni pietruszki z bazarku z moim obłupanym lakierem w kolorze fuksji.
No dobra, idę dalej udawać, że pracuję.
I starać się powstrzymać ziewanie.

niedziela, 12 lipca 2009

Dzika dzicz


No to dzis zalatwilismy Dziecko na amen. Przedawkowalismy mu przyrode i dzicz. Zbyt wiele gatunkow na raz.
Pierwsza wizyta w zoo zostala okupiona 4 godzinnym rykiem. Nie pomoglo bujanie, tulenie, cyckowanie, chustowanie, wozenie w wozeczku. Dziecko musialo swoje odryczec i juz.
A wygladalo to tak niewinnie.
A ja w zwiazku z tym padam, nie mam weny ani w ogole nic do powiedzenia.
Tylko ze ta chusta taka piekna, ale nie moja. Nie wiem jak ja ja oddam:(

sobota, 11 lipca 2009

Co za tydzien, co za dzien

Tyle mi sie w glowie nazbieralo, ze nie wiem od czego zaczac.
Caly tydzien byl dziwny. Zaczal sie od tego, ze Dziecko pokasal komar, a wygladalo to jak ospa. Tu sie okazalo, ze moja wrodzona inteligencja w polaczeniu z internetem daja dokladnie taka sama diagnoze, jaka stawia pediatra ze studiami i praktyka w zawodzie. Czyli "nie wiadomo, moze ospa, raczej ospa, ale na pewno wiadomo bedzie za pare dni". Okazalo sie ze nie ospa, co ustalilam bez pomocy lekarskiej.
Poza tym warszawiakow wywialo z miasta, jakby w ogole kryzysu nie bylo! Jade teraz do pracy w szalonym tempie i nie umiem sie odnalezc w tej rzeczywistosci. No bo na przyklad przejezdzam przez skrzyzowanie na pierwszych swiatlach - to skandalicznie malo czasu i nigdy nie zdazam polozyc sobie odzywki na paznokcie, skutkiem czego juz mi sie skorki luszcza. Poza tym jestem tak wczesnie pod biurem ze moge sobie wolnym kroczkiem isc, zagladac (zachodzic/zagladnac - to dwa najobrzydliwsze slowa) do kiosku i dowiedziec sie, ze 40-letnia Katarzyna Skrzynecka marzy o dziecku. O Skrzyneckiej nie mam nic dobrego do powiedzenia - ani talentu ani rozumu, a urody tez niewiele. Wiec zamilkne na jej temat. Mialam przy okazji przemyslenia na temat poznego macierzynstwa. Ale w sumie to nie takie wazne.
W pracy tez ciekawie, ale ciiii o tym, jest weekend.
W domu remoncik. Kurz, halas, troszke nerwow. Schody beda w przyszlym tygodniu.
No, a dzis mialam wychodne. Od rana cwierkalam i podskakiwalam radosnie z tej okazji. Najpierw pomyslalam ze spedze poranek na leniuchowaniu i zabawach z Dzieckiem, olewajac odkurzanie, bo w sumie sie nie oplaca. Potem jednak naszla mnie mysl "co zrobilaby Pierwsza w tej sytuacji". Odpowiedz pojawila sie natychmiast "odkurzylaby, jedna reka wrzucaja oko, a druga pielac dyniowate". No wiec postanowilam nie byc gorsza i wyciagnelam odkurzacz.
Potem zajelam sie swoim udreczonym cialem, pozbylam sie zrogowacialego naskorka oraz nadmiernego owlosienia, polozylam mikropiling enzymatyczny oraz maseczke multihydralna (mikro sie zrownowazylo z multi, nie wiem czy to mi sie oplacilo w ostatecznosci) i juz o 10.45 bylam gotowa do drogi.
Zalogowalam sie do matriksa. Nic mnie nie skusilo.
Z mila pania ze szklanego kiosku omowilam moje opcje wakacyjne (yeah, yeah, yeah).
Zakupilam produkty spozywcze.
Zjadlam lunch w Coffee Heaven.
I w tym momencie zatesknilam.... do Dziecka. A nawet troche do M.
Wzielam i wrocilam do domu, chociaz mialam jeszcze 1,5 godziny wychodnego. No bo jak moge lepiej spedzic wolny dzien niz wlasnie z moimi chlopakami??


Aha, rano dokonalam wiekopomnego odkrycia - mieszcze sie w moja suknie slubna, nawet mam luzik w bioderkach:) W ogole mieszcze sie we wszystkie kiecki wizytowe, wiec moge sobie zjesc jeszcze jeden kawaleczek szarlotki. No i przygnebienie ostatnich tygodni zniknelo jak reka odjal!

Pa!

poniedziałek, 6 lipca 2009

Home sweet home

Jezdem nazad.
Ja juz tak mam. Najpierw bidole, ze nie chce mi sie jechac. Potem jest mi bosko, ze pojechalam i marudze, zeby nie wracac. W koncu wracam i ciesze sie z wlasnego mieszkanka.
No. Zrobilam 6 pran. W tym upale schly 2 na godzine. Mialam tyle brudow, ze sobie je moglam posortowac kolorami. Bylo czarno-brazowe, biale, czerwono-rozowe itd. Szkoda ze wanny nie mozna wrzucic do pralki. Pasowalaby do zestawu czarno-brazowego :)
Poza tym co? Dziecko pokasane przez nocnego komara symulowalo caly dzien ospe wietrzna. Bylam w domu, superancko.
Wieczorem zaprojektowalam 18 niemozliwych konstrukcyjnie regalow na ksiazki.
Nie mam nic fajnego do czytania. Rozgrzebalam z siedem roznych powiesci, same beznadziejne. Jak ja sie moglam kiedys kochac w wiedzminie Geralcie? toz to straszny smutas.
Dobranoc!

środa, 1 lipca 2009

Niech zyje!

W koncu oczywiscie pojechalam, no bo co. I bardzo sie ciesze, mam tu prawdziwe wakacje. Upal, trawka (i koka :-) ). Dziecko w baseniku, lata po ogrodzie i kloci sie z psem o pilke. No tak mi tu dobrze, ze wzielam i zostalam na caly tydzien.
Mam z tego powodu moralniaka. Moje wyrzuty sumienia zaimponowalyby nawet Dostojewskiemu. Gdyby zyl napisalby teraz "L4 i kara".
Obserwacje mam nastepujaca, ze w lecie koszt utrzymania Dziecka zbliza sie do zera. Bo lata bez pieluchy, praktycznie nago, je co w ogrodzie obrodzi.
W ogole fajnie tu bylo w poniedzialek jak zjechaly sie moje kolezanki i bylysmy 4 i dzieci bylo 4. Moje najstarsze i strasznie zaborcze. Walna kolege laptopem w glowe. Innych strat nie odnotowano. Popoludnie wielce udane.
Czekam na polaczenie z konsultantem w banku. Automat do mnie gada i na biezaco informuje, ile minut mam jeszcze czekac. Odliczamy tak od 19. W pewnym momencie z prawdziwa duma oznajmil "Szacowany czas oczekiwania nie powinien przekroczyc 8 minut" Byl tak z siebie zadowolony prze trwal przy 8-ej minucie przez trzy kolejne komunikaty :)


AAAAA, dzis urodziny M: 100 LAT, KOCHANIE

Ok, jeszcze tylko 1 minuta. Lece szukac dowodu osobistego i nazwiska panienskiego matki!