środa, 22 lipca 2009

Dress code

Byłam wczoraj w eleganckim biurowcu i siedziałam w recepcji czekając na koleżankę. Siedziałam tam z 20 minut. Akurat była pora lunchowa, więc pracownicy tłumami przełazili przez elektroniczne barierki i udawali się na sushi.
No i tak sobie na nich patrzyłam i mnie olśniło, że dużo się zmieniło w obyczajach biurowych. No bo autentycznie jedyną osobą w pantoflach była recepcjonistka. Reszta bez względu na płeć nosi japonki lub conversy. No ewentualnie balerinki. Obowiązują tishirty, im jaskrawsze tym lepsze, np. cytrynkowo-żółte, albo z psem wyszytym cekinami. Poza tym trendy są krókie spodnie, zarówno wśród panów jak i pań. Mogą być jeansy.
Garnitury i kostiumy wymarły razem z dinozaurami (i kakaowcami!!). Widziałam jeden garnitur, słownie jeden. Towarzyszyły mu sandały, więc chyba się nie liczy.
Aaaa, i był jeden krawat - na recepcjonistce.
I tak się zastanawiam co ten kod sukienkowy nam mówi? Czy pracy się już nie szanuje? Strojem okazuje się szacunek klientowi, no nie? A może oznacza to raczej, że nie ma już spotkań biznesowych - wszystko załatwia się online.
Dla mnie bomba. I tak nie mam czasu się stroić, a moja szafa to magazyn ubrań przypadkowych, więc proszę bardzo - japonki, capri i tishirt z pieskiem raz dla mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz