piątek, 20 kwietnia 2012

Notka bez odpowiedzi

Zawiesiłam życie na haku w przedpokoju. Odstawiłam ster w kąt i uznałam że i tak panta rei, więc ja sobie poczekam w kąciku, poobserwuję. Mam czas i nic poza tym. Ale znowu mną tak huśta ostatnio. Kiwa i się zataczam. Nie wiem, w którą stronę... Ogarnia mnie poczucie, że nic nie wiem, nic nie umiem, a tyle bym jednak chciała. Znowu spać nie mogę i staram się to poskładać jakoś. Ale Rozum dzwoni na błękitną linię, a tam Serce odbiera w jakimś egzotycznym języku. Nie możemy się dogadać. Może za mało reklam oglądam?
W nocy budzi mnie huk palących się mostów i skrzypienie zamykających się rozdziałów. Strategia na myszkę w kącie przestaje działać powoli. A ja nie wiem, jak nie wiedziałam. Ma być prawo czy może być trochę na lewo? Ćwiczyć czy akceptować? Spiąć się, zrobić i mieć satysfakcję czy odpuścić i mieć święty spokój? Po chińsku czy po amerykańsku? Dążyć do celu czy trwać w danej chwili?
Niektóre decyzje nie podjęte gniotą mnie jak żwirek w pantofelku inne jak zrolowana wkładka w konwersach. Tak dalej być nie może. I tak jak może być?

piątek, 6 kwietnia 2012

Do siego Jajka!

Wsadzam do koszyczka chleb mój powszedni, czyli kaszę jaglaną, marchewkę, czosnek, pestki dyni, sól, jajko, ser, czekoladę. Wsadzam też bułkę, kabanosa, plastikową papugę i gałązki borówki, bo ładnie wyglądają. Oby nam nie zabrakło w tym roku strawy dla ciała i duszy.
Wsadzę chyba jeszcze banknot, ich obfitość też by się przydała.
I wino.
I przyjaciela.
I rodzica.
I kochanka.
Obym ich miała pod dostatkiem.

Wszelkiego dobrobytu i zadowolenia oraz nieustającego poczucia, że żyjecie, Kochani! Zalejcie się porządnie w poniedziałek ;-)

czwartek, 5 kwietnia 2012

Kurz

Jako że rodzina odmawia przyjęcia ode mnie wkładu żywnościowego w zbliżające się święta, poszłam zakupić wkład ciekły wyskokowy. Akurat byłam w okolicach sklepu z winami gruzińskimi. Wchodzę i oczom mym winnym ukazuje się wnętrze klimatyczne. Wina leżą w kamiennych wykuszach na dębowych półkach, pokryte warstwą kurzu. Lada jest ewidentnie w trakcie konstrukcji, bo nie ma blatu tylko ceglany murek. Dokonuję wyboru i płacę, próbując zagadywać do sprzedawcy. Gość jest fachowcem, ale nie przejawia zbytniego poczucia humoru. Jednak nie odpuszczam i zadaję kilka pytań o pochodzenie i selekcję towaru. W końcu pytam
- Skąd pan bieże taki klimatyczny kurz na butelki?
- Do tej pory sprowadzałem w spraju z Burgundii, ale odkąd mam przebudowę lady, kurz jest nasz, autentyczny.

środa, 4 kwietnia 2012

Kolana

Człowiek gdy jest oceniany, a przy okazji filmowany w celu dokonania bardziej szczegółowej oceny potem, to się stara. Wręcz się spina, tak mu zależy, wręcz daje z siebie wszystko tak bardzo chce wypaść naj. Właśnie w takich okolicznościach się spiełam, dałam z siebie wszystko i wypadłam ... z trasy slalomu. Z pionu wypadłam i niemalże z butów. Szkoda że nie z nart. Się obróciłam, wyskoczyłam i potoczyłam, uderzając kolanami w lód gdzieś za własnym barkiem lewym. Mam to na filmie :-)
Zdarzenia dnia codziennego, które nastąpiły później potwierdziły moje przypuszczenia, że kolana się przydają dość często w ciągu doby. Ostateczna częstotliwość aplikowania ciężaru na kolana przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Kolan używam na przykład do: wciskania klucza do dziurki w drzwiach, zmieniania biegów, sięgania po pastę do zębów, przekręcania się w łóżku z boku na bok. W sumie to cały czas ich używam. Dziwne jest jednak to, że bolą mnie wtedy tylko kiedy sobie chwilę posiedzę bez nadwyrężania ich. Dziwne, no.