piątek, 31 grudnia 2010

Kotlety z chilli

Byłam w spa. Zabieg chilli z kakao. Bądź szczuplejsza, młodsza, pachnąca i bez cellulitu. Opis zabiegu nie uwzględnił natomiast brutalności i stosowanych narzędzi.
Zaczęło się niewinnie i przyjemnie. Zupełnie nie spodziewałam się, co mnie czeka, gdy drobniutka masażystka przyłożyła do mnie swoje dłonie. Nie wiem kiedy te dłonie zmieniły się w tłuczek do mięsa, szpikulec i but hiszpański.
Gdy minął pierwszy szok słabiutkim głosem napomknęłam że to boli. Na co moja kacica słodko odrzekła, że to nic w porównaniu z masażem chińską bańką, jaki czeka mnie za moment.
I tu się nie myliła.
Zacisnęłam zęby na ręczniku, przełknęłam łzy i stłumiłam jęk bólu...

Moje uda wyglądają jak schabowy przed wsadzeniem w jajko.
Jak szczupły schabowy, pachnący kakałkiem. Bez cellulitu. Ale miejscami sinawy.

czwartek, 30 grudnia 2010

U schyłku roku

Do czego to doszło.
Dziecko na zesłaniu, my nadrabiamy zaległości w robieniu rzeczy na które normalnie nie ma czasu, typu pastowanie podłóg, układanie ubrań w szafach, oglądaniu seriali i tego typu frywolnościach.
Trwam w szoku. Spać nie mogę.
Brakuje kąpania Dziecka jako momentu wyznaczającego granicę pomiędzy dniem a nocą.

Poszłam na zakupy wyprzedażowe i phi nic nie ma, albo są rzeczy mi niepotrzebne albo jakieś takie tandetne i bez sensu. Kupiłam tylko buty Dziecku, wypas, ja to umiem poszaleć. Jak poszłam w długą z tym przymierzaniem to się tylko spociłam i zmachałam od wiecznego ściągania kozaków. Wróciłam do domu z poczuciem, że nie mam żadnych pragnień zakupowych. Tatuum mnie dobił - czy oni szyją ubrania dla ludzi, czy na deski sztachetowe? bez dekoltu, wcięcia, lekkości. W Jackpocie od rozmiaru 46 jest wszystko. Benetton robi tylko w poliestrze odkąd mają produkcję w Rumunii.

Ten stan desperacji trwał na szczęście przez ulotną chwilunię zaledwie i już mam całą listę. Pozaodzieżową, pff.

Sklep u suki został obrabowany. Złoczyńcy wynieśli między innymi mleko sojowe, które utrzymuje mnie i moją latte w stanie równowagi psychicznej. Tymczasem muszę się obejść. A na listę marzeń noworocznych wpiszę, żeby Lidl wprowadził do oferty produkty sojowe, ha.

środa, 29 grudnia 2010

Nic nie wiem, o już wiem

IFRAME czy XBMFLBlemre?

takie o coś

FB


Się nauczę, tylko moment, z dwa latka i będę śmigać.
---

Wujek Gugiel mnie naumiał. Zrobione.

Chciałoby się powiedzieć "Zapraszam do siadania na twarzy", ale jak to brzmi!

niedziela, 26 grudnia 2010

Święta w atmosferze rodzinnej

No dobra, całkiem się udały te święta. Otrzymałam pod choinkę dwie patelnie oraz garnek. Hmm. Ciekawe. Czyli jednak relaks przy gotowaniu zupy.
Otrzymałam również całkiem gratis garść porad dydaktycznych oraz zupełnie nieprofesjonalną ocenę stosowanych przeze mnie metod wychowawczych i przysposabiania Dziecka do życia w rodzinie. No tak. Dziecko jest zupełnie nieprzystosowane i na dodatek NIEGRZECZNE. Jak dziadzio prosi o buziaka, to mówi NIE i nie daje. A to chuligan mi rośnie!!
I to taki kochany dziadzio co podarował Dziecku miliondwieścieosiemsetszesnaście książeczek. Co z tego, że żadnej Dziecku nie przeczytał. Podarował, kwity ma, wiele osób to widziało!
Obecnie planuję kolejne święta na bezludnej wyspie. Tylko ja, Dziecko i choinka. Może M, ale to pod warunkiem, że załatwię wifi na tej wyspie. A prezenty sobie zrobimy z muszelek i liści palmowych.
I będziemy niegrzeczni cały czas. I chodzić spać będziemy o RÓŻNYCH porach. I nie będziemy siedzieć przy stole z Dorosłymi. I w ogóle nie będziemy jeść Śniadania tylko deser cztery razy dziennie.
Wrrrr.

środa, 22 grudnia 2010

Teoretycznie

Przypuśćmy na chwilunię, że jestem zmęczona i nie daję rady.
Załóżmy, że dwa i pół tygodnia remontu mnie dobiły. Że w dniu gdy zamieszanie ma się skończyć, wchodzi właśnie w fazę kulminacyjną.
Przypuśćmy że odrobinkę przeszkadza mi ten biały pył wszędzie, np. na moim laptopku blu, albo to że nie mogę odnaleźć zasilacza w kupie gruzu.
Załóżmy, że zabolało mnie ociupinkę, gdy świeżo uprane i wyprasowane firanki zostały położone pod kupą ubrań i zabawek po uprzednim nawinięciu ich na huśtawkę.
Dopuśćmy możliwość iż M ma w nosie święta, zakupy, pakowanie, gotowanie i tym podobne trywialne sprawy. Wraca wcześniej z pracy, bo musi dużo popracować.
Przyjmijmy na potrzeby tego eksperymentu, że mnie to wkurza. Że na przykład obiecał coś i nie zrobił i że to w zasadzie dotyczy wszystkich rzeczy, które obiecał od zorganizowania Sylwestra do rozwieszenia prania. Z wyjątkiem odwiedzin u kolegi w godzinach 22-7.
Że jakoś mnie to wpędza w myślenie, że każdy w tym domu ma prawo do "czasu dla siebie" i do odpoczynku, a tylko ja mam relaksować się przy gotowaniu zupy bądź myciu zębów do wyboru.
I że na przykład ta bździągwa co mi wczoraj 3 razy zajechała drogę trąbiąc!! czy można w ogóle trąbić na samochód z tyłu??? to mi podniosła ciśnienie.
Załóżmy że czuję się jak ostatnia ofiara na końcu energetycznego łańcucha pokarmowego i wcale nie jest mi z tym dobrze.
Nazwijmy ten stan nieszczęśliwością hipotetyczną.
Ale to tak teoretycznie, bo idą Święta i czas radości i spokoju w gronie rodzinnym oraz w życiu zawodowym.

niedziela, 12 grudnia 2010

Różowo mi

Lukrowanie pierniczków z dzieckiem to świetna zabawa, jeśli tylko ma się odpowiednie nastawienie. Z takim właśnie przystąpiłam do przygotowania przemysłowej ilości lukru. W przyszłym roku nie będę lukrować, chromolę, ale na wszelki wypadek zapisuję, że wystarczy zrobić lukru z dwóch jajek, słownie dwóch.
Będzie dużo.
Pięć to przegięcie.
Przy dodawaniu barwnika do lukru Dziecko oznajmiło "Nie lubię czerwonego, lubię różowy". OK, mamy pewną ilość samolotów i lokomotyw w kolorze Hello Kitty. Nie tak dużo znowu tych samolotów, bo Dziecko w ramach kontroli jakości wyjadło z połowę zapasu drąc się, że chce zjeść te na święta. Czyli nie wiem konkretnie które.
Po piątej lokomotywie Dziecko się znudziło zabawą i poszło do swojej najnowszej miłości - hotwheelsów. A ja jak ten świstak dziergałam przez parę godzin te ciasteczkowe pojazdy dając upust swojemu kompletnemu beztalenciu malarskiemu. W przyszłym roku nie lukruję!
Tak więc oprócz plam z gencjany, mam plamy z lukru w kolorze róż majtkowy oraz z buraczków od kiszonego barszczu. Bardzo gustownie, bardzo.

sobota, 11 grudnia 2010

Do piekła i z powrotem

Licho mnie podkusiło (czyli M) i pojechałam do Arkadii, że niby tam kupię produkty spożywcze i remontowe za jednym obrotem wózka sklepowego. (tak, znowu mam remont, pfff).
Stałam w kolejce na parking, w kolejce po koszyk, w kolejce po bułki, w kolejce po ser, zrezygnowałam z kolejki po kartofle, postałam przy proszkach do prania, w korku w okolicach męskich nakryć głowy, luźniej się zrobiło przy workach na śmieci, ale potem koszmar bo przebijałam się przez sekcję zabawkowo-elektroniczną, chcąc uniknąć zatoru na kosmetykach. A jakoś do kasy trzeba było.
W kasie oczywiście wszyscy przede mną pobrali produkty bez właściwych kodów kreskowych, więc kasjerka co i rusz dzwoniła na centralę. Nawet mi się spodobało takie adwentowe męczeństwo, więc w ramach samobiczowania potoczyłam się w stronę punktu obsługi klienta celem ustalenia poprawnej ceny za nakładkę sedesową Miki.
Trochę to trwało, bo na centrali tym razem nikogo nie było i pani musiała się osobiście przebijać do artykułów dzieciowych. W tym czasie zapoznałam się szczegółowo z urokami pracy w carfurze. Jeden pan zwracał spodnie dresowe 2XL które okazały się za małe na jego matkę cukrzyczkę. Miał paragon, ale na wszelki wypadek załączył również matkę jako dowód. Inna pani otrzymała carfurową ulotkę z której wynikało, że jak okaże dowód osobisty to dostanie kredyt, co jednak po skonfrontowaniu z rzeczywistością nie wypaliło. Pani odwoływała się już do trzeciego w hierarchii ale nadal niczego nie wskórała. W końcu zmęczony kierownik zapytał, co ma zrobić, aby ta pani sobie poszła, na co ta odrzekła, iż domaga się zmiany WSZYSTKICH ulotek carfura w punkcie dotyczącym kredytów. Pan kierownik wyrwał jej ulotkę i obiecał zmienić WSZYSTKIE począwszy OD TEJ. Potem przyszła inna pani, która właśnie zakupiła bambosze, ale dotarło do niej, że cena jest zbyt wygórowana i chciałaby zwrócić. Na to pani z obsługi wskazała na napis "Nie przyjmujemy zwrotów towaru pełnowartościowego" i spytała ponuro "Dotarło?". Oburzyło mnie to szczerze, bo te dresy 2XL przyjęła, a były pełnowartościowe.

Potem odzyskałam moje 9 zł za nakładkę Miki i już tylko kolejka do schodów ruchomych, kolejka do wyjazdu, 3 godziny w Lerła przy farbach i byłam na chacie.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Kogo zaskoczy wiosna?

W kwestii zaskoczenia drogowców przez śnieg już chyba wszystko zostało powiedziane. Nie mniej jednak mnie to nadal nie daje spokoju.
No bo niby jest ten postęp technologiczny, nie.
Oponę zimową wynaleziono, ktoś dostał za nią nobla pokojowego, wprowadzono do masowej produkcji.
Opad śniegu prognozowany jest z dokładnością do godziny, wraz z takimi parametrami jak temperatura, wilgotność, kształt i rozmiar płatków oraz okres pozostawania w danym stanie skupienia (plus przydatność dla: narciarzy, deskarzy, saneczkarzy, biatlonistów oraz łyżwiarzy).
Za to my jako społeczeństwo coraz bardziej się tego śniegu boimy, choć przecież nie jest tak nowym wynalazkiem jak dajmy na to taka telewizja z S jak Szpital czy inne straszydło sztuki współczesnej.
Uwaga! śnieg się zbliża, już w południe spadnie 7,5 cm białego puchu!
Kto nie musi niech nie wychodzi z domu.
Jak już musi, niech się zaopatrzy w prowiant, termos, ciepłe gatki, buty na zmianę, koc, zdjęcia najbliższych, dokumentację medyczną z oznaczeniem grupy krwi oraz dowód tożsamości na wypadek najgorszego. I koniecznie łopatę!
Ceny żywności przetworzonej oraz odzieży termicznej idą w górę, rosną też góry śmieci, nie mówiąc o górach śniegu. Łopaty do śniegu rozchodzą się jak świeże bułeczki.
Szkoły i warzywniaki zamknięte. Kurierzy wstrzymali dostawy, pociągi mają opóźnienia, samoloty nie latają, mosty nieprzejezdne. Klęska siedmiu i pół centymetra śniegu sparaliżowała miasto.
Moja lodówka się odnalazła w sytuacji jak znalazł i nawiązała bratnie stosunki ze światem zewnętrznym wyhodowując sobie własną tonę śniegu.
Niestety nie załapałam się na łopaty w Castoramie, czekam na wiosnę.
Czy wiosna zaskoczy moją lodówkę?

czwartek, 2 grudnia 2010

Kaczka co nurkuje

- Jaką piosenkę śpiewałeś na angielskim?
- One two three who do I see?
- O, jaka ładna! i co śpiewa się dalej?
- Stasio.
- A inne dzieci?
- I see Weroniczka i I see wszystkie imiona.
- Czego jeszcze się uczyłeś?
- Zwierzątek.
- Jakich?
- A cat to jest taki kot, a dog to znaczy takiego psa co szuka piłki w trawie, a cow to krowa ale ja nie wiem gdzie ona mieszka, a horse to koń z czarnym ogonem, a duck to kaczka co nurkuje pod wodą jak Złomek Wspaniały!

środa, 1 grudnia 2010

W.Q.R.W.

Człowiek się spieszy na zakład, a Dziecko nie chce śniadania, ewentualnie na śniadanie chce "kibel" lub bajkę, do przedszkola chce iść w sandałach.
Człowiek wpada na zakład i tam widząc swoje puste biurko przypomina sobie, że laptopa zostawił w przedpokoju.
Człowiek umawia się na randkę z M, tymczasem M zostaje w knajpie z kolegami, bo "fajnie się gadało przy piwku".
Człowiek nie wie jak zareagować, gdy Dziecko wsiada do samochodu i znajduje tam ulotki dziewczyn z Chmielnej. Zachwycone Dziecko zaczyna liczyć gwiazdki na paniach.
Człowiek gubi skrobaczkę do szyb w pierwszy śniegowy dzień roku.
Człowiek impregnuje buty takim specjalnym czymś do czerwonego zamszu i przy okazji zamalowuje sobie na trwałe parkiet w przedpokoju.
Człowiek wie, że to na trwałe, bo próbował usunąć benzyną i w ten sposób wyprodukował ślizgawkę - czerwoną. Na razie są dwie ofiary, nie licząc parkietu.
Człowiek przekracza limit obrotów na koncie w dniu gdy mija termin spłaty kredytu.
Człowiek dowiaduje się od koleżanki, że mu się buzia zaokrągliła, gdy właśnie stracił piąteczkę.
Człowiek czuje, że w życiu nie spłaci kredytów, nie skończy Weidera, nie będzie mieć porządku w domu.
No i jak taki człowiek ma się nie zdenerwować?