czwartek, 30 grudnia 2010

U schyłku roku

Do czego to doszło.
Dziecko na zesłaniu, my nadrabiamy zaległości w robieniu rzeczy na które normalnie nie ma czasu, typu pastowanie podłóg, układanie ubrań w szafach, oglądaniu seriali i tego typu frywolnościach.
Trwam w szoku. Spać nie mogę.
Brakuje kąpania Dziecka jako momentu wyznaczającego granicę pomiędzy dniem a nocą.

Poszłam na zakupy wyprzedażowe i phi nic nie ma, albo są rzeczy mi niepotrzebne albo jakieś takie tandetne i bez sensu. Kupiłam tylko buty Dziecku, wypas, ja to umiem poszaleć. Jak poszłam w długą z tym przymierzaniem to się tylko spociłam i zmachałam od wiecznego ściągania kozaków. Wróciłam do domu z poczuciem, że nie mam żadnych pragnień zakupowych. Tatuum mnie dobił - czy oni szyją ubrania dla ludzi, czy na deski sztachetowe? bez dekoltu, wcięcia, lekkości. W Jackpocie od rozmiaru 46 jest wszystko. Benetton robi tylko w poliestrze odkąd mają produkcję w Rumunii.

Ten stan desperacji trwał na szczęście przez ulotną chwilunię zaledwie i już mam całą listę. Pozaodzieżową, pff.

Sklep u suki został obrabowany. Złoczyńcy wynieśli między innymi mleko sojowe, które utrzymuje mnie i moją latte w stanie równowagi psychicznej. Tymczasem muszę się obejść. A na listę marzeń noworocznych wpiszę, żeby Lidl wprowadził do oferty produkty sojowe, ha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz