niedziela, 31 lipca 2011

Teraz to już z górki

W ogóle to nic takiego.
Dziecko wybyło na podtuczanie, zabrane z okrzykami, jakie chude, blade, sińce pod oczami. Matka wariatka kiełbaski nie daje tylko kaszę z trawą. Tylko od czego sama tak dobrze wygląda? chyba od tego winka sączonego na balkonie z sąsiadką.
A skoro Dziecko wybyte, to ja smakuję nową jakość życia i spędzam niedzielę w łóżku, słuchając Zakopower (no co), guglując za książkami na kindla, jedząc czipsy (a no właśnie, to od tego te wałeczki), słuchając deszczu, czytając blogi. Trochę pisząc. Trochę drzemiąc. Starając się nie martwić.
Bo ja się ostatnio dużo martwię. W końcu przeżywam trzy kryzysy na raz. A może i cztery biorąc pod uwagę drugą falę.
Tak sobie myślę, że lepiej że to Dziecko wyjechane to może nie zgorzknieje ode mnie. Może się uchroni od robienia za dużych planów, spodziewania się nie-wiadomo-czego od życia, przeświadczenia że szczęście się należy. A potem duuuuups. Nie należy się.
Tak to ostatnio widzę. Że sobie naobiecywałam. Książek się naczytałam, czerwony pasek mi dali w ósmej klasie i mi się uroiło, że mnie czeka życie jak w Madrycie. Czego dotknę, to złoto. Co wymyślę, to się ziści. Tak sobie do łba nawbijałam, że mi się aż w tym łbie zakręciło i nagle w pełnym spinie wpadłam do wiaderka ze śmierdzącą wodą. Taką co w niej ściery płukali i skrobali ryby.
Bo w końcu jak na to spojrzeć z boku, to ja odtwarzam scenariusz podstawowy.
Studia-praca-ślub-kredyt-dziecko-remont-autoanaliza-samozadowolenie-zmarszczki-raty-remont-święta-dobrobyt-depresja-siwe włosy-itd. I ta gorzka gula w gardle, co się pojawia gdzieś w pomiędzy zmarszczki a raty.

czwartek, 28 lipca 2011

żeby mi nie uciekło, bo fajne

MODLITWA ŚW. TOMASZA


Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, ze muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek.

Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale Ty, Panie, wiesz, ze chciałbym zachować do końca paru przyjaciół.

Wyzwól mój umysł od niekończącego brnięcia w szczegóły i daj mi skrzydeł, bym w lot przechodził do rzeczy.

Użycz mi chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić. Zachowaj mnie dla ludzi, choć z niektórymi z nich doprawdy trudno wytrzymać.

czwartek, 21 lipca 2011

Pogodynka

Najbardziej lubię jak nadciąga burza. Nie chodzi mi o duszne i lepkie godziny, ale o te minuty gdy już wiadomo, że na pewno przyjdzie.
Światło staje się inne, jakby złote, ciepłe, a kontury wyraźniejsze. Jedna strona nieba grafitowa. Z mojego balkonu widać, jak przesuwa się ściana wody i warszawski skyline powoli niknie za zasłoną. Błyskawice, wiatr, pierwsze ciepłe krople. Przychodzi burza. Wściekła i smutna jednocześnie.
Wcale mi nie przeszkadza burzowe lato. Wcale.

poniedziałek, 18 lipca 2011

And who do you think you are
Running around leaving scars
Collecting your jar of hearts
And tearing love apart
You're gonna catch a cold
From the ice inside your soul.

piątek, 8 lipca 2011

PZU?

Ciąg dalszy nastąpił.

Żałuję siebie. Utulam siebie. Współczuję sobie. Nalewam sobie wino. Podsuwam sobie poduszkę. Podaję sobie chusteczkę. Włączam sobie mroczną muzykę. Patrzę sobie w ciemne niebo. Obejmuję siebie ramionami. Cierpię ze sobą. Pozwalam sobie na brak nadziei. Modlę się za siebie. Myślę o sobie. Nie poganiam siebie. Akceptuję swoją rozpacz. Nie daję sobie złudnych obietnic. Uczę siebie cierpliwości. Boję się o siebie. Troszczę się o swoje uczucia. Dbam o swój dobrostan. Nie jestem z siebie fałszywie dumna. Pozwalam sobie na słabość. Jeszcze raz siebie żałuję, utulam, współczuję, nalewam, podaję.

Zgodnie z podręcznikiem. Koło żalu się toczy.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Ktoś musi

Jestem dla siebie dobra. Nalewam sobie lampkę wina. Nie ganię się za nie robienie brzuszków ani za leniuchowanie. Pokazuję sobie filmy. Słucham siebie. Kawkę sobie robię. Gotuję sobie dobre i zdrowe jedzonko. Pozwalam sobie na grzeszki i nawet na grzechy. Przytulam się. Rozmawiam ze sobą. Oglądam sobie ładne niebo, ładny deszcz, ładne kwiatki, ładną ulicę i ładne samochody. Daję sobie ładne rzeczy i ładnie je ustawiam. Spotykam się z życzliwymi ludźmi. Spełniam swoje zachcianki. Pobłażam sobie. Podsuwam sobie mięciutkie poduszki. Czeszę się. Mówię sobie miłe rzeczy. Włączam sobie ładną muzykę.
Pewna staruszka powiedziała mi, że nikt mnie nie będzie kochał tak jak matka i pies.
Nie miała racji.