niedziela, 12 grudnia 2010

Różowo mi

Lukrowanie pierniczków z dzieckiem to świetna zabawa, jeśli tylko ma się odpowiednie nastawienie. Z takim właśnie przystąpiłam do przygotowania przemysłowej ilości lukru. W przyszłym roku nie będę lukrować, chromolę, ale na wszelki wypadek zapisuję, że wystarczy zrobić lukru z dwóch jajek, słownie dwóch.
Będzie dużo.
Pięć to przegięcie.
Przy dodawaniu barwnika do lukru Dziecko oznajmiło "Nie lubię czerwonego, lubię różowy". OK, mamy pewną ilość samolotów i lokomotyw w kolorze Hello Kitty. Nie tak dużo znowu tych samolotów, bo Dziecko w ramach kontroli jakości wyjadło z połowę zapasu drąc się, że chce zjeść te na święta. Czyli nie wiem konkretnie które.
Po piątej lokomotywie Dziecko się znudziło zabawą i poszło do swojej najnowszej miłości - hotwheelsów. A ja jak ten świstak dziergałam przez parę godzin te ciasteczkowe pojazdy dając upust swojemu kompletnemu beztalenciu malarskiemu. W przyszłym roku nie lukruję!
Tak więc oprócz plam z gencjany, mam plamy z lukru w kolorze róż majtkowy oraz z buraczków od kiszonego barszczu. Bardzo gustownie, bardzo.

2 komentarze:

  1. Hmm, dałaś mi do myślenie z tym lukrowaniem... :D
    My właśnie zabieramy się do pieczenia. Ciekawe jak długo będzieMY piec, a od którego momentu będę piekła-ja, doglądała co robi Starszak, odpowiadała przez ramię kwestiami Złomka/Romana/Mariana i lulała niemowlaka na raz... :D
    No to start!

    OdpowiedzUsuń