środa, 22 grudnia 2010

Teoretycznie

Przypuśćmy na chwilunię, że jestem zmęczona i nie daję rady.
Załóżmy, że dwa i pół tygodnia remontu mnie dobiły. Że w dniu gdy zamieszanie ma się skończyć, wchodzi właśnie w fazę kulminacyjną.
Przypuśćmy że odrobinkę przeszkadza mi ten biały pył wszędzie, np. na moim laptopku blu, albo to że nie mogę odnaleźć zasilacza w kupie gruzu.
Załóżmy, że zabolało mnie ociupinkę, gdy świeżo uprane i wyprasowane firanki zostały położone pod kupą ubrań i zabawek po uprzednim nawinięciu ich na huśtawkę.
Dopuśćmy możliwość iż M ma w nosie święta, zakupy, pakowanie, gotowanie i tym podobne trywialne sprawy. Wraca wcześniej z pracy, bo musi dużo popracować.
Przyjmijmy na potrzeby tego eksperymentu, że mnie to wkurza. Że na przykład obiecał coś i nie zrobił i że to w zasadzie dotyczy wszystkich rzeczy, które obiecał od zorganizowania Sylwestra do rozwieszenia prania. Z wyjątkiem odwiedzin u kolegi w godzinach 22-7.
Że jakoś mnie to wpędza w myślenie, że każdy w tym domu ma prawo do "czasu dla siebie" i do odpoczynku, a tylko ja mam relaksować się przy gotowaniu zupy bądź myciu zębów do wyboru.
I że na przykład ta bździągwa co mi wczoraj 3 razy zajechała drogę trąbiąc!! czy można w ogóle trąbić na samochód z tyłu??? to mi podniosła ciśnienie.
Załóżmy że czuję się jak ostatnia ofiara na końcu energetycznego łańcucha pokarmowego i wcale nie jest mi z tym dobrze.
Nazwijmy ten stan nieszczęśliwością hipotetyczną.
Ale to tak teoretycznie, bo idą Święta i czas radości i spokoju w gronie rodzinnym oraz w życiu zawodowym.

2 komentarze:

  1. A jakbyś tak to wszystko ciepnęła i przyjechała do mamy na Święta,z Dzieckiem no i z M, oczywiście. Bez teoretyzowania, praktycznie !

    OdpowiedzUsuń
  2. ostatecznie to właśnie zrobiłam....

    OdpowiedzUsuń