środa, 22 lipca 2009

A w ogóle to...

... trochę masakra wczoraj w domu. M chory - skąd u diabła w środku lipca wytrzasną 39,4?? Leży i ledwo dycha. Może to świńska grypa? Się nie dowiemy, bo M unika kontaktu z lekarzami. Trochę mu się nie dziwię, wziąwszy pod uwagę traumę z dziecińśtwa.
Dziecko ząbkuje. Pociesza mnie myśl, że ilość zębów mlecznych jest ograniczona. Męczy się. Budzi się z bólu niewyspane i nie wie czego chce i jak sobie pomóc. Nosiłam go więc w chuście i bam, zostałam oblana ciepłym moczem, dosłownie. Lało się przez dobre 3 minuty... aż do chlupotania w butach. Pierwsze moje doświadczenie tego typu ;)
Późnym wieczorem - zakupy remontowe, poproszę 10 płyt k-g szarych, rozmiar 2,60, z transportem bez wniesienia. Profile, framugi, belki poprzeczne, czarujące doprawdy.
Drzwi będą za dwa tygodnie, ale nie później niż w połowie września. Wykładzina za 3 tygodnie, ale nie wiadomo w jakim kolorze. Czy wszyscy teraz budują? A gdzie kryzys?
Jeszcze późniejszym wieczorem - nie ma apapu? a piwo jest? a coś słodkiego?
I na koniec zupełną nocą - rozpoczęłam walkę wręcz z komarami. Zabiłam ich lekką ręką z 50 (dosłownie ręką, bo nic innego ich nie rozpłaszcza skutecznie na ścianie). Z krwią mojej rodziny na dłoniach i poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, poszłam spać.

Że ja przetrwałam wczorajszy dzień i jeszcze dałam radę wstać dzisiaj o 6 i od nowa zacząć pchać ten wózek, to zasługa tylko i wyłącznie słodkiego uśmiechu mojego Dziecka.
Kurna, remont!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz