Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2013

Zasady

Dziecko nie lubi chodzić do przedszkola. Bardzo. Nie mogę dojść do sedna sprawy, dlaczego? - Tylko z mamą! - Mamo, wypisz mnie z przedszkola, wypisz się z pracy, bądźmy w domu, tylko ty i ja, aż do umarcia! Hm, z nudów, chyba. Czy w przedszkolu jest źle, czy po prostu gorzej niż w domu? Stawiam na to, że w domu jest inaczej, zbyt inaczej. W domu mamy mało zasad. W zasadzie żadnych zasad, których nie umiałabym uzasadnić. Jeden słodycz dziennie, mycie zębów, odkładanie rzeczy na miejsce ( ...ekhm to akurat może nie za bardzo działa), przytulanie się po kłótniach, szanowanie własności. I jak je tu wymieniam, to jeszcze dodam, że w zasadzie żadnej nie stosujemy konsekwentnie. Bo są wyjątki i już. Czasem idziemy spać na bruda, czasem jemy słodycze na obiad, a bałagan mamy często. Zasady są po to, by żyło nam się przyjemnie. Natomiast w przedszkolu zasad jest sporo. Nie wolno rozmawiać przy jedzeniu, nie wolno przynosić zabawek z domu, nie wolno biegać po sali, nie wolno rzucać śnieżk...

Ajurweda cd.

Znowu o książce , do której podchodzę nader poważnie. Piję ten ocet i nawet mi wchodzi. Zbawienne skutki nacierania się owszem zauważyłam, więc nie ustanę. Skończyłam część poświęconą jedzeniu. Poprzednia, ta o wyglądzie, też skupiała się na jedzeniu, a ta o jedzeniu była oczywiście w dużej mierze o jedzeniu, ale też troszkę o niejedzeniu i o gimnastyce. Aby jeść zgodnie z ajurwedą, należy określić swój żywioł. Przystąpiłam do autoanalizy, gdyż jak wiadomo, do tej pory swojej osobie nie poświęcałam zbyt wiele uwagi. No. Zapoznawszy się z typami zaprezentowanymi w omawianej lekturze, doszłam do wniosku, że jestem indyjskim kundlem i po równo mam każdego żywiołu za wyjątkiem wody. A to dziwne, bo wodę lubię (z octem, pffff). Tu się zasromotałam srogo. Jak tu stosować dietę, gdy nie wiem którą? Czując się jak żebrak zaglądający przez okno do pałacowej kuchni, przeczytałam wskazówki żywieniowe dla każdego z czystych typologicznie żywiołów. Po lekturze humor mi się jednocześnie poprawił i...

Księżniczki i rycerze

- Mamo, wiesz dlaczego dziewczyny lubią różowy? - Nie wiem. - Bo chcą być księżniczkami. - A czy chłopak może być księżniczką? - Nieeee. - A jeśli założy piękną sukienkę i koronę? - No nieeee. - A czy dziewczyna może być rycerzem? - Nie! - Nawet jak założy zbroję? - Nawet. - A jak będzie świetnie walczyć mieczem? - Oj mamo, żeby kimś zostać nie wystarczy nałożyć strój i być w czymś dobrym. Trzeba jeszcze podjąć decyzję, kim się chce być. - Czyli jak jakiś chłopak podejmie decyzję, że chcę być księżniczką...? - To wtedy może być. :-)

Weekend

Byłam na niesamowitej wyprawie w śniegowej krainie. Co dziwne, pomimo zwałów śniegu, wcale nie było zimno. Było ze mną Dziecko i dziecko Dziecka. Nie widziałam twarzy mojego wnuka, bo był zawinięty w tobołek. Jechaliśmy pociągiem przez wąwóz. Nie było tam torów, za to co chwilę rozlegał się dudniący głos Szefa, który wydawał nam polecenia. Musieliśmy spełniać różne dziwne rozkazy, a jednocześnie być tak cicho, by nie obudzić dziecka Dziecka. Nagle zobaczyłam, że goni nas lawina. Spanikowana zaczęłam szukać skalnej groty, w której moglibyśmy się schronić, ale wtedy Dziecko znalazło komputer, wpisało hasło i lawina zmieniła kierunek. Potem zostawialiśmy lawinie mylące znaki na śniegu, żeby nas nie odnalazła. Do następnego wąwozu przedostaliśmy się przez portal. Było strasznie. Zaatakowali nas śnieżni ninja. Na szczęście okazało się, że mam magiczny miecz i umiem się nim posługiwać. Niestety było ich za dużo i uwięzili nas w wieży razem z całym pociągiem. Dziecko, które w całej tej histor...

Kilka słów o Dziecku

Czasem zapominam, że jestem "blogującą mamą" i na kilka miesięcy skupiam się bezczelnie na sobie. Czas przerwać egoistyczną serię postów o tym jak mi źle/dobrze*. Kilka dni temu Agnieszka Stein zapytała na swoim fanpejdżu, czego chcielibyśmy nauczyć dzieci, a nie umiemy. Nauczyć, a nie sami zrobić. No więc, ja bym chciała żeby Dziecko samo kładło się spać i mogło samo zostawać na noc, nie do rana, ale tak do 1-2. Żeby umiało umyć podłogi i wypastować przy okazji. Umyć okna, bo ja jak wiadomo tego nie robię. O, i jeszcze zapiąć mi bransoletkę. Czytać sobie samodzielnie na dobranoc, wstawić i rozwiesić pranie. No tego typu praktyczne umiejętności przydatne każdemu dziecku matki-singielki. Poza wyżej wymienionymi uważam, że Dziecku idzie świetnie przyswajanie nowych skili. Na przykład słyszałam, że pisanie/czytanie to wyzwanie. No więc Dziecko jakoś w listopadzie oświadczyło, że pragnie napisać list do Mikołaja, mimo że Mikołaj jest tylko w bajkach. Bardzo się zdziwiłam, poni...

Ajurweda

Czytam książkę o ajurwedzie dla kobiet. Przeczytałam jedną trzecią. Gdybym chciała wprowadzić w życie wszystkie zalecenia, to musiałabym jeść tyle różnych rzeczy każdego dnia, że w mgnieniu oka uzyskałabym figurę rodem z Kamasutry. Ale nie od razu Rzym zbudowano, więc małymi krokami. Na razie wprowadziłam prażone siemię lniane, które znałam już wcześniej, ale nie stosowałam. Jedna łyżeczka codziennie rano. Oraz sezam prażony. Jedna łyżeczka codziennie rano. I to jest pyszne, czasem trudno przestać na jednej łyżeczce :) W kroku drugim chciałam zastosować ocet jabłkowy organiczny. Według autora należy zażywać octu zewnętrznie i wewnętrznie. Łyżkę octu dodałam do pół litra wody. Wyplułam. Podobno, gdy jest za ostre w smaku, można dodać miodu. Użyłam miodu z arbuza , gdyż prawdę mówiąc nie ma wielkiego wzięcia i wymięka wobec pszczelej konkurencji. Anyway mieszanka miała smak taniego wina, które postało otwarte z dwa tygodnie na słońcu. Tyle że bez alkoholu. Wyplułam. Odmawiam. Pozostanę...

Poranny zen

Wstałam wcześniej, żeby pomalować paznokcie  Na czerwono, bo piątek. Najpierw zebrałam kubki z mebli i nastawiłam zmywarkę. Potem zebrałam gacie z podłogi i nastawiłam pranie. Potem spreparowałam kawę i herbatę i pomalowałam paznokcie. Jedna warstwa, druga, utwardzacz. No i co? i teraz muszę siedzieć 40 minut. Następnym razem wstaję o 4.20. Żebym chociaż miała coś mądrego do napisania... Może jakiś błąd wychowawczy opiszę? E tam, Dziecko mi już wybaczyło, więc luzik. Miałam w planach ponarzekać na pocztę, ale jakoś mi ostatnio znowu dobrze i postanowiłam jednak nie narzekać. Co dziwne jest, bo w zasadzie trochę różnych nieprzyjemnych rzeczy się wydarzyło, np. +3 kg. Mam jednak poczucie, że to wszystko mnie osobiście nie dotyczy, nawet te kilogramy. Może zbliżam się do zen?

Polska język piękna język

W ciągu ostatnich 3 tygodni przeczytałam pięć książek polskich autorów. Jest to ewenement pod wieloma względami, gdyż po pierwsze nie mam czasu na tak intensywne czytanie i zwykle słucham, po drugie nie przepadam za polskimi twórcami, po trzecie zawsze wolę czytać/słuchać po angielsku. Ewenement zaowocował pozytywnymi uczuciami do pisarzy polskich, chociaż Masłowską to czyta się jak tanie tłumaczenie. Uznałam jednak, że to taki zabieg artystyczny i celowo autorka stosuje szyk angielski lub tłumaczy wyrażenia idiomatyczne dosłownie. Że niby teraz tak się mówi. No dobra, jestem pod wrażeniem, szacun i już nie będę omijać łukiem. Obiecuję poprawę. Nowej fali mojego czytelnictwa sprzyjał fakt, iż Dziecko było w dziadkowym sanatorium oraz to, że na fejsie niemalże codziennie rzucali promocje na ebooki. Jak tu nie kupić, jak dają po 9 zł? W życiu tyle książek nie kupowałam. Szopka Papuzianki to wiadomo... oblepia smutną i tłustą od socjalizmu i oleju gliną, ale jednak wychodzi się z niej...

Dawno dawno temu

Obraz
Dziś o przemijaniu. Zachciało mi się pogrzebać w fotografiach. Takich starych, wydrukowanych na papierze błysk 10x15. Bardzo starych. Z liceum. Z czasów przedwarszawskich, przedpracowych, przeddzieciowych, przedkredytowych, przedzmarszczkowych. Wakacje były wtedy zawsze w lecie i trwały 2 miesiące, a na Mazurach było czysto i miejscami zupełnie pusto. Moi dziadkowie żyli, mój ojciec miał fale we włosach, a ja chodziłam w glanach i bez makijażu. Nie mogę uwierzyć, że nie lubiłam wtedy moich włosów. Sądziłam na dodatek że jestem gruba. Oczywiste było, że moje życie może się potoczyć według milionów zupełnie niebanalnych scenariuszy i że na pewno nie popełnię klasycznych błędów dorosłych. Grzebanie w przeszłości to ryzykowna sprawa. Niechcący wywołałam ducha z przeszłości, uchyliły się drzwi nie otwierane od dawna i powiało starym smutkiem. Bardzo mi dziś samotnie w związku z tym. Garnę się do ludzi i pozwalam sobie na więcej lenistwa niż zwykle.

2012

Chyba od dawna nie spędzałam sylwestra w mieście i zapomniałam ile fajerwerków wystrzeliwanych jest w niebo tej nocy. A może to był taki wyjątkowy rok, że ludzie chcieli specjalnie hucznie uczcić jego zakończenie? Idź, parszywy dziadu i nie wracaj! A może potrzebowali zagłuszyć lęk przed tym nowym, który być może będzie jeszcze trudniejszy? Anyways, walili mi po dachu długo w noc i chociaż byłam śpiąca i nie planowałam żadnych podsumowań, to spać mi nie dali  i chcąc nie chcąc rzuciłam okiem w lusterko wsteczne. Lusterko wsteczne mi się giba. M je walnął barkiem i giba się. Trudno dostrzec wyraźnie, co zostawiam za sobą. Jakby tak przeanalizować to walnięcie barkiem i metaforycznie to walnięcie sparabolizować na moją obecną sytuację życiowo-matrymonialną, to można niejedno sobie uświadomić. Co robił w moim samochodzie, skąd jego bark wziął się w okolicach lusterka, jakie miał intencje, co bym zrobiła gdyby jego i jego barku tam nie było. Ale ja bym nie chciała metaforycznie parabo...