poniedziałek, 14 stycznia 2013

Weekend

Byłam na niesamowitej wyprawie w śniegowej krainie. Co dziwne, pomimo zwałów śniegu, wcale nie było zimno. Było ze mną Dziecko i dziecko Dziecka. Nie widziałam twarzy mojego wnuka, bo był zawinięty w tobołek. Jechaliśmy pociągiem przez wąwóz. Nie było tam torów, za to co chwilę rozlegał się dudniący głos Szefa, który wydawał nam polecenia. Musieliśmy spełniać różne dziwne rozkazy, a jednocześnie być tak cicho, by nie obudzić dziecka Dziecka. Nagle zobaczyłam, że goni nas lawina. Spanikowana zaczęłam szukać skalnej groty, w której moglibyśmy się schronić, ale wtedy Dziecko znalazło komputer, wpisało hasło i lawina zmieniła kierunek. Potem zostawialiśmy lawinie mylące znaki na śniegu, żeby nas nie odnalazła. Do następnego wąwozu przedostaliśmy się przez portal. Było strasznie. Zaatakowali nas śnieżni ninja. Na szczęście okazało się, że mam magiczny miecz i umiem się nim posługiwać. Niestety było ich za dużo i uwięzili nas w wieży razem z całym pociągiem. Dziecko, które w całej tej historii wykazywało się nieustająco inicjatywą, przebudowało pociąg na skuter śnieżny i rozpędziło się na maksa, przebijając mury wieży. Ja chroniąc dziecko Dziecka magicznym mieczem odpędzałam się od złych ninja. Potem były jeszcze różne inne mury do pokonania, wąwozy, do których można się było przedostać przez magiczne bramy lub bardzo niebezpieczne i strome zbocza. Pamiętam że ciągle albo się wspinaliśmy, ślizgając się po oblodzonych kamieniach, albo spadaliśmy w przepaści. Były też małpy huśtające się na lianach oraz zaczarowywane niewidzialne drzewa.
I to nie był sen.
To był sobotni spacer po parku.
Dziecięca wyobraźnia rulez.

2 komentarze:

  1. Stawiałam jeszcze na grę komputerową, mówiąc sobie w duchu:więc to mnie za parę lat czeka:>

    OdpowiedzUsuń