Kawa przed wschodem słońca
Sporo już napisałam o bezsenności. A może wcale nie pisałam, tylko chciałam napisać? Fakty mi się dziś będą mieszać, to pewne. Dziś lubię moją bezsenność. Dzięki niej mam świeżo ugotowane dwie różne zupy, curry z ciecierzycą i obejrzanego Hannibala. Siedzę właśnie przy drugiej kawie i czekam na pobudkę Syna. I lubię dziś tą bezsenność, bo te godziny między północą a świtem, między jarzynami, między odcinkami, były magiczne. Ja siekam marchewkę, Hannibal kolegę po fachu i tak sobie powitaliśmy słońce każdy w swojej kuchni, a jednak w jakiejśtam jedności... Podobno bezsenność nasila się jesienią. Spodziewam się pracowitej jesieni. Zaczynam kilka projektów na raz i wiem, że nie będzie lekko. Praca wchodzi w wymagający okres. A w moim życiu tak wiele się dzieje i choć staram się wchodzić w to świadomie, niespiesznie, dać się nieść wydarzeniom, to przecież jestem aktorem, a nie widzem i nie mogę nie działać. Mam emocje. Tęsknię, pragnę, chcę więcej i bardziej i bliżej, mam pokusę, b...