Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2010

Miło rozpoczęty wieczór

Koniec upałów, początek korków (jak dobrze, że mi się w tym roku nie nakładały!), koniec wakacji, początek przedszkola. Aż trudno uwierzyć, że wakacje już się skończyły. Były w ogóle? ktoś je widział? ja nie przypominam sobie.... W związku z tym przedszkolem mam lekuchny stresik. Tak z tydzień nie mogłam spać, pfff. Matka większa panikara niż Dziecko, więc dostawy Dziecka do przedszkola w tym tygodniu organizuje Ojciec. Dzisiejsze usypianie: - Mamo, chcę do dużego łóżta. Wzięłam, a co. - Mamo, chcę moje tuleczti. Dałam, niech je. - Mamo, chcę do małego łóżta, tam nie ma okruszktów. Ha. Nieźle to sobie wykombinował. A.A.A. Zwróciliście uwagę na "dzisiejsze usypianie"? Tak jest. Jest 20.30, a Dziecko śpi od 20 minut. Chyba polubię to przedszkole.

Co tam, panie?

Hm. A wcześniej długo mnie nie było. Wiem. Żyłam w wielopokoleniowej rodzinie na prawach komuny. 3 pokolenia, 7 osób, 5 laptopów, 9 telefonów komórkowych, 3 Zygzaki, 50 metrów z ogródkiem. Jedna toaleta. Faaaaaaajnie było. Taki pierwszy wstępny przymiarkowy międzynarodowy kongres fanów prosecco i kiełbaski z ogniska. Wszystkim uczestnikom serdecznie dziękuję za wspólnie spędzone chwile. Szczególnie w łazience. Poza tym odbyłam wielce pouczające spotkanie z dietetykiem licencjonowanym, który uświadomił mi, że jeśli chcę umrzeć piękna i zdrowa to muszę koniecznie zmienić miłość do słodyczy w miłość do orzechów, zażywać 17 tabletek witaminowych co 2 godziny, pić wodę z filtra, olej z aceorli oraz sok z aloesu. Bądź odwrotnie. Więc jestem na odwyku. Miewam stany deliryczne, które leczę pestkami z dyni i nerkowcem. Boszszsz. No i jeszcze na sam koniec. Kiedyś dawno temu w Ameryce oglądałam program o niegroźnych zboczeniach. Jest taka para, która uwielbia pławić się w jedzeniu. Ta. Szczególn...

C'mon

Obraz
Ok, ok. Witam po przerwie, nadajemy na żywo z Ciechocinka, gdzie autorka niniejszego bloga wylądowała przelotem. Pomimo wyboru najkrótszego z możliwych turnusów, już ma się lepiej, kończy 3 szklaneczkę kagora i szykuje się do snu. Zapewne przyśni mi się Elvis P. gdyż właśnie co dopiero wróciłam z jego koncertu na żywo w tutejszej muszli koncertowej. Tak, Król grał w parku zdrojowym. Tuż obok polował Maxi Kaz. Niestety Wielki Elvis miał za małą ochronę i na scenę wtargnął nadprogramowy pan Włodek, który jak Kozak lub inny Irlandczyk dziarsko zadzierał kolanka w górę w rytmie Blue Suede Shoes. "C'mon" powiedział na to Król. Bo co miał powiedzieć. Tak więc uspokajam, Elvis rzeczywiście żyje i ma się dobrze, widziałam. Może trochę mu się akcent zanieczyścił, ale to od ukrywania się w trzecim świecie. Publikę ma wierną. Co prawda większość nie może już twistować, bo ich łamie w biodrze i nie dosłyszy (przynajmniej 80% publiczności posiada aparaty słuchowe, nie wiem, czy były w...

Pacjentka nr 215

No i dopiero co pochwaliłam się moją stabilną sytuacją mentalną, aż tu nagle niespodzianie o godzinie 4.35 obudziłam się w ciemnym i wilgotnym pokoju z sapiącym i włochatym demonem stresu czającym się w kątku mojego umysłu. Przepraszam, czy leci z nami psychoanalityk? Jedno kościste odnóże demona to wybór przedszkola. Drugie , najbardziej owłosione, jak zrobić zakupy, a potem jedzenie, spełniające jednocześnie niżej wymienione warunki: dietetyczne, zdrowe, typowe polskie, wegetariańskie, proste w wykonaniu, z sosem, bez nabiału. No i smaczne, pfff. Trzecie , z czternastoma przeginającymi się stawami, to jak zwiedzić Warszawę w 8 minut? Czwarte , ociekające krwią, jak spakować się jednocześnie na wakacje na wsi, trzy delegacje z czego jedną zagraniczną lotniczą, wesele i kilka dni roboczych w biurze? Piąte , karłowate, to czy będzie pogoda? No jakaś będzie, ale czy będzie pogoda? Szóste , to zakończone pazurem, to strach przed kredytami i starością. Ma 6 odnóży? Tylko 6? Na pewno? Eeee,...

Pacjentka nr 214

Wracając do tematu tych dwóch książek, to ja dochodzę do wniosku, że jestem jakaś zupełnie niewrażliwa i nie przeżywam należycie swoich emocji, relacji, snów, emocji, wspomnień. Albo może tępa jestem i nie myślę tak głęboko, jak reszta rodu kobiecego. W zasadzie nie posiadam problemów egzystencjalnych (stąd czasem wieje nudą), a jak jakiś tylko wystawi łepek ze swojej norki to go hyc rozwiązuję w trymiga i żaden psychoanalityk sobie za moją kasę garnka nie zapełni. W zasadzie małżeńskich problemów też nie posiadam i jakoś sobie w tej małej komórce społecznej funkcjonuję nie znając wielu definicji małżeństwa, nie studiując przypadków sukcesów bądź porażek, nie zdając sobie sprawy z celów jakie Państwo, Społeczeństwo i Kościół przede mną stawiają. I dlatego mnie ciutkę te książki (Jak być kobieta i nie zwariować) już przestały bawić. Bo opisywany tam świat to jakieś chore science fiction. Ja nie mam nic przeciwko choremu science fiction jak długo ono się podpisuje prawdziwym nazwiskiem. ...