środa, 25 sierpnia 2010

Co tam, panie?

Hm. A wcześniej długo mnie nie było. Wiem.
Żyłam w wielopokoleniowej rodzinie na prawach komuny. 3 pokolenia, 7 osób, 5 laptopów, 9 telefonów komórkowych, 3 Zygzaki, 50 metrów z ogródkiem. Jedna toaleta.
Faaaaaaajnie było.
Taki pierwszy wstępny przymiarkowy międzynarodowy kongres fanów prosecco i kiełbaski z ogniska.
Wszystkim uczestnikom serdecznie dziękuję za wspólnie spędzone chwile. Szczególnie w łazience.

Poza tym odbyłam wielce pouczające spotkanie z dietetykiem licencjonowanym, który uświadomił mi, że jeśli chcę umrzeć piękna i zdrowa to muszę koniecznie zmienić miłość do słodyczy w miłość do orzechów, zażywać 17 tabletek witaminowych co 2 godziny, pić wodę z filtra, olej z aceorli oraz sok z aloesu. Bądź odwrotnie. Więc jestem na odwyku. Miewam stany deliryczne, które leczę pestkami z dyni i nerkowcem. Boszszsz.

No i jeszcze na sam koniec. Kiedyś dawno temu w Ameryce oglądałam program o niegroźnych zboczeniach. Jest taka para, która uwielbia pławić się w jedzeniu. Ta. Szczególnie upodobali sobie tuńczyka z kukurydzą. Bez jaj. Biorą wiadro tuńczyka z puszki, wiadro kukurydzy, wsypują do wanny, włażą w to razem i się nacierają. Po gołej skórze. Trochę do buzi, trochę na cycki. A kurkurydza im wbija się w fałdki. Ciekawe kto czyści odpływ w ich wannie.
No właśnie. A ja byłam w takim spa, gdzie dokonuje się zabiegów ezoteryczno-aromatycznych przy wykorzystaniu produktów spożywczych. Na dłonie mleko kokosowe, migdał, cukier, miód, olej sezamowy. Na ciało krem brzoskwiniowy, sól, olej z makadamii, czekolada.
Szczególnie ta czekolada z pistacjami bardzo pomaga mi zaspokoić głód słodkości. Mniam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz