wtorek, 24 sierpnia 2010

C'mon

Ok, ok. Witam po przerwie, nadajemy na żywo z Ciechocinka, gdzie autorka niniejszego bloga wylądowała przelotem. Pomimo wyboru najkrótszego z możliwych turnusów, już ma się lepiej, kończy 3 szklaneczkę kagora i szykuje się do snu.
Zapewne przyśni mi się Elvis P. gdyż właśnie co dopiero wróciłam z jego koncertu na żywo w tutejszej muszli koncertowej. Tak, Król grał w parku zdrojowym. Tuż obok polował Maxi Kaz.
Niestety Wielki Elvis miał za małą ochronę i na scenę wtargnął nadprogramowy pan Włodek, który jak Kozak lub inny Irlandczyk dziarsko zadzierał kolanka w górę w rytmie Blue Suede Shoes. "C'mon" powiedział na to Król. Bo co miał powiedzieć.
Tak więc uspokajam, Elvis rzeczywiście żyje i ma się dobrze, widziałam. Może trochę mu się akcent zanieczyścił, ale to od ukrywania się w trzecim świecie.
Publikę ma wierną. Co prawda większość nie może już twistować, bo ich łamie w biodrze i nie dosłyszy (przynajmniej 80% publiczności posiada aparaty słuchowe, nie wiem, czy były włączone, bo wiadomo, baterie się wyczerpują). Z wyjątkiem pana Włodka, ofkors.



Odbyły się tu również wybory Miss CAŁEGO Świata, tak zapowiedział pucio pucio Konferansjer. Wygrała reprezentantka Panamy.

PS Jak zwiedzić Warszawę w 8 minut?
Wjechać na taras widokowy Pałacu Kultury i Nauki. Pfff.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz