sobota, 12 czerwca 2010

W końcu o tym pokoju

Czytam sobie teraz taką książkę o domu, w którym ni stąd ni zowąd pojawiają się pokoje, korytarze, zakamarki i takie tam. Nie wiem, czy przeczytam książkę do końca, bo ma 500+ stron, a ja czytam ją tylko przy myciu zębów, więc jakieś 7 minut na dobę w dwóch rzutach. Książka jest horrorem.
No i czytam sobie czytam powolutku.
Wybrałam się z Dzieckiem do HiMu po trochę odzieży letniej. Wsadziłam Dziecko do wózka takiego zakupowego, bo tylko w nim można Dziecko utrzymać w ryzach i zakupy nie kończą się demolką wystawy i spoceniem się rodziców. I z tym wózkiem wjechałam do HiMu. Ponieważ odzież dla dzieci 110-146 jest na drugim piętrze, wtoczyliśmy się do windy, Dziecko wybrało stosowną cyferkę spośród dwóch dostępnych. I tu zaczęły się dziać rzeczy. Winda zamiast zaszumieć i ruszyć do góry, zaszumiała i ruszyła w bok. Może nie zupełnie ruszyła, ale za to otworzyła drzwi tylne. Tylne w przeciwieństwie do przednich, którymi weszłam. Kilkakrotne ponawianie instrukcji na panelu sterującym nie dawało zamierzonego efektu. Za każdym razem otwierały się drzwi tylne, a za nimi ukazywał się pokój pełen wieszaków i manekinów. Na szczęście oświetlony. Wsunęłam tam głowę i krzyknęłam "halo!". Nic. No to wjechałam do tego tajemniczego pokoju. Teraz jestem już na takim etapie książki, że na pewno bym tego nie zrobiła, ale wtedy byłam jeszcze nieskażona wiedzą o tym, co może czaić się w tajemniczo pojawiających się pokojach.
W pokoju były właśnie te wieszaki, stojaki i manekiny oraz wiele drzwi na różnych ścianach. Wszystkie zamknięte na głucho, a pukanie i walenie w nie nic nie dawało.
Ponieważ Dziecko oznajmiło "mamo, nie chcę tu być" robiąc stosowną atmosferkę, skryliśmy się na powrót we windzie, gdzie skorzystałam z opcji "telefon do przyjaciela" czyli wcisnęłam "kontakt z serwisem". Serwis odebrał zgłoszenie o awarii, a następnie spytał, "a w jakim mieście się Pani znajduje". Kurcze! Planeta Ziemia!!! Myślałam, że dzwonię do ochrony centrum handlowego, a nie do jakiejś Globalnego Telefonu Zaufania Dla Uwięzionych w Windach i Przylegających do Nich Pokojach!
Co prawda pan serwis rzeczowym tonem oznajmił "już kogoś wysyłam", ale ja tam ich znam i wiem, że dotarcie z punktu A do punktu W jak Winda, trwa dowolną ilość czasu.
No to wróciłam do Pokoju. Obeszłam se go jeszcze raz, przymierzyłam parę ciuchów z tych wieszaków, a potem wcisnęłam alarm pepoż. No i to dopiero mnie zaskoczyło. Alarm wył przez 10 minut, umilkł i nic.
Dziecko nie muszę nadmieniać stało się nerwowe i mówiło "nie lubię tego pokoju". Ach te dzieci!
Trzecia rundka po pomieszczeniu i inspekcja ścian ujawniła instrukcję wieszania staników oraz składania koszul podpisaną przez Rafała Sz. wraz z numerem telefonu służbowego. Wykonałam połączenie. Rafał był właśnie na urlopie, ale kojarzył, o który HiM mi chodzi i obiecał skontaktować się z personelem naziemnym i przysłać odsiecz.
Po paru chwilach rzeczywiście przybył rycerz na białym koniu. Wszedł do pokoju przez jedne z drzwi, zamknął je za sobą (!!) i oznajmił, że mnie przez tą windę będzie przepychał. Zaprostestowaliśmy zgodnie z Dzieckiem na dwa głosy, przy czym Dziecko przytomnie oświadczyło, że chce kupę, co ostatecznie przesądziło o wypuszczeniu nas jak najszybciej z Wymiaru Igrek na teren hali sklepowej.
Oczywiście, kupa była ściemą. Mądre Dziecko.
Gatki kupiłam w 5-10-15, którego normalnie bym w życiu nie zasiliła w gotówkę, ale z racji tego, że nie miał windy i było jakoś tłoczno, tym razem dałam się namówić.

2 komentarze:

  1. wow, co za historia! najlepsze były oczywście komentarze Dziecka oraz desperacki telefon do Rafała Sz., który przebywał na urlopie... uśmiałam się.

    OdpowiedzUsuń