W końcu o tym pokoju
Czytam sobie teraz taką książkę o domu, w którym ni stąd ni zowąd pojawiają się pokoje, korytarze, zakamarki i takie tam. Nie wiem, czy przeczytam książkę do końca, bo ma 500+ stron, a ja czytam ją tylko przy myciu zębów, więc jakieś 7 minut na dobę w dwóch rzutach. Książka jest horrorem.
No i czytam sobie czytam powolutku.
Wybrałam się z Dzieckiem do HiMu po trochę odzieży letniej. Wsadziłam Dziecko do wózka takiego zakupowego, bo tylko w nim można Dziecko utrzymać w ryzach i zakupy nie kończą się demolką wystawy i spoceniem się rodziców. I z tym wózkiem wjechałam do HiMu. Ponieważ odzież dla dzieci 110-146 jest na drugim piętrze, wtoczyliśmy się do windy, Dziecko wybrało stosowną cyferkę spośród dwóch dostępnych. I tu zaczęły się dziać rzeczy. Winda zamiast zaszumieć i ruszyć do góry, zaszumiała i ruszyła w bok. Może nie zupełnie ruszyła, ale za to otworzyła drzwi tylne. Tylne w przeciwieństwie do przednich, którymi weszłam. Kilkakrotne ponawianie instrukcji na panelu sterującym nie dawało zamierzonego efektu. Za każdym razem otwierały się drzwi tylne, a za nimi ukazywał się pokój pełen wieszaków i manekinów. Na szczęście oświetlony. Wsunęłam tam głowę i krzyknęłam "halo!". Nic. No to wjechałam do tego tajemniczego pokoju. Teraz jestem już na takim etapie książki, że na pewno bym tego nie zrobiła, ale wtedy byłam jeszcze nieskażona wiedzą o tym, co może czaić się w tajemniczo pojawiających się pokojach.
W pokoju były właśnie te wieszaki, stojaki i manekiny oraz wiele drzwi na różnych ścianach. Wszystkie zamknięte na głucho, a pukanie i walenie w nie nic nie dawało.
Ponieważ Dziecko oznajmiło "mamo, nie chcę tu być" robiąc stosowną atmosferkę, skryliśmy się na powrót we windzie, gdzie skorzystałam z opcji "telefon do przyjaciela" czyli wcisnęłam "kontakt z serwisem". Serwis odebrał zgłoszenie o awarii, a następnie spytał, "a w jakim mieście się Pani znajduje". Kurcze! Planeta Ziemia!!! Myślałam, że dzwonię do ochrony centrum handlowego, a nie do jakiejś Globalnego Telefonu Zaufania Dla Uwięzionych w Windach i Przylegających do Nich Pokojach!
Co prawda pan serwis rzeczowym tonem oznajmił "już kogoś wysyłam", ale ja tam ich znam i wiem, że dotarcie z punktu A do punktu W jak Winda, trwa dowolną ilość czasu.
No to wróciłam do Pokoju. Obeszłam se go jeszcze raz, przymierzyłam parę ciuchów z tych wieszaków, a potem wcisnęłam alarm pepoż. No i to dopiero mnie zaskoczyło. Alarm wył przez 10 minut, umilkł i nic.
Dziecko nie muszę nadmieniać stało się nerwowe i mówiło "nie lubię tego pokoju". Ach te dzieci!
Trzecia rundka po pomieszczeniu i inspekcja ścian ujawniła instrukcję wieszania staników oraz składania koszul podpisaną przez Rafała Sz. wraz z numerem telefonu służbowego. Wykonałam połączenie. Rafał był właśnie na urlopie, ale kojarzył, o który HiM mi chodzi i obiecał skontaktować się z personelem naziemnym i przysłać odsiecz.
Po paru chwilach rzeczywiście przybył rycerz na białym koniu. Wszedł do pokoju przez jedne z drzwi, zamknął je za sobą (!!) i oznajmił, że mnie przez tą windę będzie przepychał. Zaprostestowaliśmy zgodnie z Dzieckiem na dwa głosy, przy czym Dziecko przytomnie oświadczyło, że chce kupę, co ostatecznie przesądziło o wypuszczeniu nas jak najszybciej z Wymiaru Igrek na teren hali sklepowej.
Oczywiście, kupa była ściemą. Mądre Dziecko.
Gatki kupiłam w 5-10-15, którego normalnie bym w życiu nie zasiliła w gotówkę, ale z racji tego, że nie miał windy i było jakoś tłoczno, tym razem dałam się namówić.
No i czytam sobie czytam powolutku.
Wybrałam się z Dzieckiem do HiMu po trochę odzieży letniej. Wsadziłam Dziecko do wózka takiego zakupowego, bo tylko w nim można Dziecko utrzymać w ryzach i zakupy nie kończą się demolką wystawy i spoceniem się rodziców. I z tym wózkiem wjechałam do HiMu. Ponieważ odzież dla dzieci 110-146 jest na drugim piętrze, wtoczyliśmy się do windy, Dziecko wybrało stosowną cyferkę spośród dwóch dostępnych. I tu zaczęły się dziać rzeczy. Winda zamiast zaszumieć i ruszyć do góry, zaszumiała i ruszyła w bok. Może nie zupełnie ruszyła, ale za to otworzyła drzwi tylne. Tylne w przeciwieństwie do przednich, którymi weszłam. Kilkakrotne ponawianie instrukcji na panelu sterującym nie dawało zamierzonego efektu. Za każdym razem otwierały się drzwi tylne, a za nimi ukazywał się pokój pełen wieszaków i manekinów. Na szczęście oświetlony. Wsunęłam tam głowę i krzyknęłam "halo!". Nic. No to wjechałam do tego tajemniczego pokoju. Teraz jestem już na takim etapie książki, że na pewno bym tego nie zrobiła, ale wtedy byłam jeszcze nieskażona wiedzą o tym, co może czaić się w tajemniczo pojawiających się pokojach.
W pokoju były właśnie te wieszaki, stojaki i manekiny oraz wiele drzwi na różnych ścianach. Wszystkie zamknięte na głucho, a pukanie i walenie w nie nic nie dawało.
Ponieważ Dziecko oznajmiło "mamo, nie chcę tu być" robiąc stosowną atmosferkę, skryliśmy się na powrót we windzie, gdzie skorzystałam z opcji "telefon do przyjaciela" czyli wcisnęłam "kontakt z serwisem". Serwis odebrał zgłoszenie o awarii, a następnie spytał, "a w jakim mieście się Pani znajduje". Kurcze! Planeta Ziemia!!! Myślałam, że dzwonię do ochrony centrum handlowego, a nie do jakiejś Globalnego Telefonu Zaufania Dla Uwięzionych w Windach i Przylegających do Nich Pokojach!
Co prawda pan serwis rzeczowym tonem oznajmił "już kogoś wysyłam", ale ja tam ich znam i wiem, że dotarcie z punktu A do punktu W jak Winda, trwa dowolną ilość czasu.
No to wróciłam do Pokoju. Obeszłam se go jeszcze raz, przymierzyłam parę ciuchów z tych wieszaków, a potem wcisnęłam alarm pepoż. No i to dopiero mnie zaskoczyło. Alarm wył przez 10 minut, umilkł i nic.
Dziecko nie muszę nadmieniać stało się nerwowe i mówiło "nie lubię tego pokoju". Ach te dzieci!
Trzecia rundka po pomieszczeniu i inspekcja ścian ujawniła instrukcję wieszania staników oraz składania koszul podpisaną przez Rafała Sz. wraz z numerem telefonu służbowego. Wykonałam połączenie. Rafał był właśnie na urlopie, ale kojarzył, o który HiM mi chodzi i obiecał skontaktować się z personelem naziemnym i przysłać odsiecz.
Po paru chwilach rzeczywiście przybył rycerz na białym koniu. Wszedł do pokoju przez jedne z drzwi, zamknął je za sobą (!!) i oznajmił, że mnie przez tą windę będzie przepychał. Zaprostestowaliśmy zgodnie z Dzieckiem na dwa głosy, przy czym Dziecko przytomnie oświadczyło, że chce kupę, co ostatecznie przesądziło o wypuszczeniu nas jak najszybciej z Wymiaru Igrek na teren hali sklepowej.
Oczywiście, kupa była ściemą. Mądre Dziecko.
Gatki kupiłam w 5-10-15, którego normalnie bym w życiu nie zasiliła w gotówkę, ale z racji tego, że nie miał windy i było jakoś tłoczno, tym razem dałam się namówić.
wow, co za historia! najlepsze były oczywście komentarze Dziecka oraz desperacki telefon do Rafała Sz., który przebywał na urlopie... uśmiałam się.
OdpowiedzUsuństrasznie było!
OdpowiedzUsuń