czwartek, 6 listopada 2014

3.45

Czasem tak jest, że gdy budzę się obrzydliwie wcześnie, na przykład dziś o 3.45, to cieszy mnie ten fakt. Bo czyż nie jest cudownie mieć przed sobą 2 godziny 15 minut do budzika do dowolnego wykorzystania? Leżę sobie wtedy w łóżku, przewijam internety i rozkoszuję się faktem, że za chwilę nadrobię zaległości, może coś napiszę, wypiję kawę na spokojnie, poczytam książkę. Potem nagle mam już tylko 1 godzinę 35 minut do budzika, więc szybko wybieram z listy. Wciąż jeszcze mogę wybrać to, na co mam największą ochotę. Dziś padło na czytanie.
Czytanie jest cudowne. Jest legalnym i akceptowalnym sposobem na ucieczkę od rzeczywistości. Co więcej, jest sposobem na ucieczkę od własnych myśli i uczuć ! Jest społecznie podziwianym i cenionym sposobem na unikanie konfrontacji z powodem tak wczesnej pobudki, pfff. Czytam więc sobie bezkarnie i z samozadowoleniem, nawet gdy czytam bzdety dla nastolatków. I minus jest tylko taki, że nie kontroluję wtedy czasu. Więc gdy zerkam na zegarek okazuje się, że mam 15 minut do budzika. I szybko szybko szybko nastawiam kawę i pranie i komputer i kładę ręcę na klawiaturze. Tyle że ten luksusowy spokój sprzed dwóch godzin już uleciał, a moje oczy nieustannie wędrują do wyświetlacza zegara.
I za cholerę nie pamiętam już tych mądrych refleksji z 3.45. Mam tylko poczucie nie zrealizowanego planu. I ochotę na drugą kawę.

2 komentarze:

  1. Jak to "budze sie o 3:45"? Matko Bosko. To nawet nie jest "nad ranem". To ciemna noc. Ale zazdroszcze troche czasu na ksiazke, bo ja (mimo solennych obietnic szczerej poprawy) niechetnie zwlekam sie przed siodma.

    OdpowiedzUsuń
  2. no, ja to bym spała dalej. ale refleksja dobra :D zdarzyło mi się wstać godzinę przed budzikiem. się zaczytałam, się na autobus spóźniłam.

    OdpowiedzUsuń