czwartek, 23 października 2014

Fala

Walizka jeszcze nie rozpakowana, piasek z butów nie wytrzepany,  a ja wciąż mam zawroty głowy... powiedzmy że od lotu, turbulencji, podróżowania.
Było magicznie, jednorożce, pinakolada, tęcza i fontanny z serduszek. Obrzydliwie jednostajnie słodko!!!
Było też pieprznie magicznie, a podświadomość to zawszony i podstępny kundel. Wywiodła mnie na manowce. Z zaskoczenia zaprowadziła ze słonecznej plaży nad betonowy basen, z rattanowego leżaka do łóżka przesiąkniętego łzami, z upału w wiatr i zawieruchę, czyli w przeszłość dokładnie sprzed roku. Nieświadomie i naiwnie (wciąż naiwnie, pfff) dałam się wywieść w te same kąty, pomiędzy te same trzciny i kraciaste obrusy, gdzie siedziałam sobie spokojnie uśmiechając się błogo znad lodowatej Alfy, gdy otrzymałam maila jak cios pięścią w splot słoneczny (tak to sobie przynajmniej wyobrażam), o tym co było rok temu.
Wtedy wszystko do mnie zaczęło docierać. Dlaczego mnie mdli, dlaczego nie mam siły pedałować po prostej drodze, dlaczego cała ta wycieczka jest jak przeciąganie liny samemu ze sobą. Dopiero wieczorem, po kąpieli, przy spokojnym drinku mogłam wsłuchać się w siebie i spróbować nadać pierwsze kształty temu, co w zasadzie się ze mną działo rok temu i teraz, tego dnia spędzonego na morzu.
Bo rok temu zrobiłam coś wielkiego samej sobie, co bardzo dużo mnie kosztowało i bolało mnie ogromnie, a nawet nie wiedziałam, że to robię. Bo teraz pojechałam w to samo miejsce samej sobie pokazać, że jest okej, mała, luzik, świat się nie zawalił, rozejrzyj się, świat jest lepszym miejscem, a twoja Decyzja pasuje do niego, jak brakujący puzzel.


2 komentarze: