Uporządkuj mój świat
Znowu nie śpię. Z emocji.
Coś się szykuje, coś jest nie tak. Jest jesień (deszcz + zimno + żółte liście = jesień, niezależnie od kalendarza), a ja jestem szczęśliwa! No ocokaman??
Mam za sobą przepiękny tydzień, mówię to z pełną odpowiedzialnością, choć zostały jeszcze dwa dni, bo na nie też mam piękne plany. Mam za sobą tydzień ciekawych doświadczeń, obfity, bogaty, różnorodny, że zdaje mi się, że to miesiąc a nie tydzień.
Jakoś z rok temu pisałam, że latam. Wtedy to ja o lataniu nic nie wiedziałam, kochanieńka. Tego lata odleciałam na dobre, w siebie, poza siebie, poza rozsądek i na dodatek właśnie szykuję się do skoku ze skały bez asekuracji.
Rok temu wierzyłam, że gdy lecę, to znaczy, że kiedyś spadnę. Teraz upadek jest tylko jedną z opcji. I wcale nie jest powiedziane, że na dnie nie będzie ciekawie.
Mam z tego tygodnia dwie myśli mocno rezonujące. Pierwsza to taka, że warto puścić i zaufać, pomimo wszystkiemu. Ważna dla mnie sprawa, wbrew moim oczekiwaniom, planom, założeniom i wynikom analiz porównawczych, toczy się tak pięknie, że zaraz rozsadzi mi serce z radości i chyba się utopię...
A druga, uważaj o co prosisz... Chciałam wolności, a otrzymałam możliwość skoku ze skały.
I jeszcze tajemnice... otaczają mnie. Nie wiem która mocniej mnie dławi, ta już mi wyjawiona, czy ta wciąż przede mną skrywana. Jedna mnie pęta jak knebel wciśnięty w gardło, chcę charczeć i wymiotować, ale zamiast tego oddycham przez nos i sama dopycham duszący mnie pęk szmat, w imię sama nie wiem teraz czego. Druga mnie drażni, pobudza, wkurza i przeraża jednocześnie.
A w ogóle to jadę do skalistej Grecji na wakacje.
I o boszsz sama nie mogę czytać tego bełkotu.
Coś się szykuje, coś jest nie tak. Jest jesień (deszcz + zimno + żółte liście = jesień, niezależnie od kalendarza), a ja jestem szczęśliwa! No ocokaman??
Mam za sobą przepiękny tydzień, mówię to z pełną odpowiedzialnością, choć zostały jeszcze dwa dni, bo na nie też mam piękne plany. Mam za sobą tydzień ciekawych doświadczeń, obfity, bogaty, różnorodny, że zdaje mi się, że to miesiąc a nie tydzień.
Jakoś z rok temu pisałam, że latam. Wtedy to ja o lataniu nic nie wiedziałam, kochanieńka. Tego lata odleciałam na dobre, w siebie, poza siebie, poza rozsądek i na dodatek właśnie szykuję się do skoku ze skały bez asekuracji.
Rok temu wierzyłam, że gdy lecę, to znaczy, że kiedyś spadnę. Teraz upadek jest tylko jedną z opcji. I wcale nie jest powiedziane, że na dnie nie będzie ciekawie.
Mam z tego tygodnia dwie myśli mocno rezonujące. Pierwsza to taka, że warto puścić i zaufać, pomimo wszystkiemu. Ważna dla mnie sprawa, wbrew moim oczekiwaniom, planom, założeniom i wynikom analiz porównawczych, toczy się tak pięknie, że zaraz rozsadzi mi serce z radości i chyba się utopię...
A druga, uważaj o co prosisz... Chciałam wolności, a otrzymałam możliwość skoku ze skały.
I jeszcze tajemnice... otaczają mnie. Nie wiem która mocniej mnie dławi, ta już mi wyjawiona, czy ta wciąż przede mną skrywana. Jedna mnie pęta jak knebel wciśnięty w gardło, chcę charczeć i wymiotować, ale zamiast tego oddycham przez nos i sama dopycham duszący mnie pęk szmat, w imię sama nie wiem teraz czego. Druga mnie drażni, pobudza, wkurza i przeraża jednocześnie.
A w ogóle to jadę do skalistej Grecji na wakacje.
I o boszsz sama nie mogę czytać tego bełkotu.
Komentarze
Prześlij komentarz