wtorek, 23 lipca 2013

Plecy

Wiele lat ciężko pracuję przy taśmie. Staram się, robię nadgodziny, zabieram robotę do domu. Do tego samochodem dużo jeżdżę. Wierzcie mi lub nie, ale naprawdę staram się, jak mogę zwyrodnić mój kręgosłup. I mam niejakie sukcesy. A w zasadzie miałam sukces w postaci świętego spokoju. Ale do czasu. Podkusiło mnie, żeby pójść do masażysty.
Masażysta, jak już wspominałam parę notek temu, pomylił masaż relaksacyjny z chińską torturą i zamiast mnie normalnie wysmyrać i wymuskać, wcisnął mi paluchy w odcinek lędźwiowy i cośtam poprzestawiał. Skutkiem tego już drugi tydzień nie mogę siedzieć. Znaczy 8 godzin pod rząd nie mogę. 4 wytrzymuję na luzie. Potem zaczyna mnie ćmić.
Jak jest ładna pogoda i ma to sens, to biorę taśmę produkcyjną pod pachę, telefon w kieszeń, słuchawkę w ucho i idę zawijać sreberka do parku spacerując lub przyjmując kreatywne pozycje na ławkach. Działa nawet.
Rozważam przelotnie kolejnego masażystę. Pfff.
Rozważam klękosiad.
Rozważam pracę w przechyle.
Rozważam pracę przy rurze.

Mądra znajoma przypomniała mi o jodze. Joga mi dobrze robi przecież, szczególnie wiszenie na linach. Tymczasem z braku odpowiedniego wyposażenia ochoczo witam słońce 20 razy dziennie. Ale dziś nie mogłam, bo mam zakwasy w rękach. Skutkiem tego wymiękam i nie mogę już, słowo. Leżę więc i czytam Drogę pełniejszego mężczyzny Deidy. Od tej pory każdy mój facet musi zapoznać się z tą pozycją i będzie odpytywany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz