Nauka
30 stopni w cieniu, a Dziecko się upiera, że będzie chodzić w ciemnych jeansach oraz bluzce w czarne paski, z długim rękawem. Już wiem, że jeśli kiedyś będzie mieć glany, to pójdzie w nich na plażę. Radzę, sugeruję, namawiam, używam podstępu. Nic z tego, wychodzimy. Dziecko ma również plecak, a w nim same niezbędne przedmioty o łącznej wadze 3 kilogramów. A ja oddycham głęboko i myślę, że człowiek uczy się na własnych błędach, a Dziecko to człowiek, więc niech się nauczy.
Po mniej więcej 45 minutach zaczyna się nauka. Plecak już dawno ja niosę, bo Dziecko się wspinało.
- To twoja wina! Mogłaś mnie dłużej namawiać...
- Czemu nie wzięłaś i tak innego ubrania?
- Kup mi koszulkę!!
- Nieś mnie.
Hm. W tej części dnia nauczyłam się, że bardziej by mi się opłaciło być bardziej upartą od Dziecka... Dziecko z kolei potwierdziło znaną sobie od dawna regułę, iż jeśli jęczy się w jakiejś sprawie dostatecznie długo, najlepiej podskakując jednocześnie po różowych baletkach mamusi, to osiągnie się cel: nową koszulkę oraz transport na wielbłądzie dwunożnym.
Przy okazji zakupów mnie tak tknęło, że Dziecku trzeba kapci przedszkolnych i domowych. A że byliśmy już i tak w centrum handlowym (tak przy okazji, dzięki pięknej pogodzie było tam wyjątkowo pusto, WSZYSCY, absolutnie wszyscy byli na Stadionie Narodowym!). Wykorzystałam naukę zdobytą w pierwszej części dnia i się uparłam. Na letni fason, na naturalne materiały, miękką podeszwę i właściwy rozmiar. Odparłam plastikowe adidaski z odblaskowym Zygzakiem oraz kalosze ze Spidermanem, odparłam wszystkie "na jak mi urośnie noga".
Nauczyłam się, że warto się uprzeć. Ekhem. Znaczy, to się jeszcze okaże, bo gugiel prezentuje markę zakupionych butów jako barachło, więc...
Dziecko się nauczyło, że jak mama się uprze, to za chwilę ulegnie przy czymś innym. Na przykład przy super kolorowych breloczkach do kluczy. Mniej więcej o to chodzi, nie?
Po mniej więcej 45 minutach zaczyna się nauka. Plecak już dawno ja niosę, bo Dziecko się wspinało.
- To twoja wina! Mogłaś mnie dłużej namawiać...
- Czemu nie wzięłaś i tak innego ubrania?
- Kup mi koszulkę!!
- Nieś mnie.
Hm. W tej części dnia nauczyłam się, że bardziej by mi się opłaciło być bardziej upartą od Dziecka... Dziecko z kolei potwierdziło znaną sobie od dawna regułę, iż jeśli jęczy się w jakiejś sprawie dostatecznie długo, najlepiej podskakując jednocześnie po różowych baletkach mamusi, to osiągnie się cel: nową koszulkę oraz transport na wielbłądzie dwunożnym.
Przy okazji zakupów mnie tak tknęło, że Dziecku trzeba kapci przedszkolnych i domowych. A że byliśmy już i tak w centrum handlowym (tak przy okazji, dzięki pięknej pogodzie było tam wyjątkowo pusto, WSZYSCY, absolutnie wszyscy byli na Stadionie Narodowym!). Wykorzystałam naukę zdobytą w pierwszej części dnia i się uparłam. Na letni fason, na naturalne materiały, miękką podeszwę i właściwy rozmiar. Odparłam plastikowe adidaski z odblaskowym Zygzakiem oraz kalosze ze Spidermanem, odparłam wszystkie "na jak mi urośnie noga".
Nauczyłam się, że warto się uprzeć. Ekhem. Znaczy, to się jeszcze okaże, bo gugiel prezentuje markę zakupionych butów jako barachło, więc...
Dziecko się nauczyło, że jak mama się uprze, to za chwilę ulegnie przy czymś innym. Na przykład przy super kolorowych breloczkach do kluczy. Mniej więcej o to chodzi, nie?
W takim razie sprawdza się to porzekadło,że od dzieci też się można czegoś nauczyć ;-)
OdpowiedzUsuń