niedziela, 26 maja 2013

Trampolina

Nacieszam się Dzieckiem. Bardzo szybko się muszę nacieszać, bo Dziecko jest dzieckiem coraz mniej, co odnotowuję z zachwytem. I ze strachem. Jak Dziecko przestanie być dzieckiem, to kim ja będę?
Oddycham, jakoś to będzie. Kota sobie przysposobię i kaktusy ustawię na oknie. Dziecku się ksywę zmieni na jakąś dorosłą.
Martwienie się niewiele da, więc oddycham i się nacieszam.
Poszliśmy do zoo. Wiecie, że w naszej wsi jest zoo? Z wielbłądami i małpami. Tygrysa nie ma, ale jest trampolina do 160 kg. To ja się z Dzieckiem mieszczę w limicie.
Skaczemy sobie wysoko, a Dziecko woła:
- Jak ja robię moje sztuki, a ty skaczesz, to moje sztuki stają się jeszcze superowsze, taka jesteś ciężka.
Może, ale mieszczę się w limicie.
Skaczę i robię swoje sztuki, a Dziecka sztuki superowsze... a ja całkiem nie ciężka.
Czytamy sobie piktogramowy regulamin trampoliny.
- Przekreślony but oznacza, że nie wolno w jednym bucie. Trzeba w dwóch. Albo bez ... - objaśnia Dziecko.
- Grubym nie wolno - Dziecko czyta kolejny punkt.
- To nie gruby, to pani w ciąży...
- Dobrze że ja nie mam żadnych ciąży - Dziecko oddycha z ulgą, a po chwili się reflektuje - a czy przypadkiem nie mówi się ciężarów?
Leżymy na trampolinie i czekamy, aż zacznie padać albo aż ktoś nas przegoni w końcu.
W dzień matki czuję się nadal bardziej dzieckiem niż matką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz