Dzień, który poszedł nie tak
To miał być mój wolny dzień, jaki zdarza się ludziom pracującym przy taśmie. Miałam się wyspać, a wstałam o 5.30, bo podobno jest lato.
Miałam mieć wolne, a pracowałam, mniej więcej od 7.30. Nie chodzi o tych kilka służbowych telefonów. Chodzi o to, że jest 21, a ja tworzę dokumenty dla ważnych instytucji, których to dokumentów miało być na 3 strony i do końca miesiąca, a potrzeba 12 stron na jutro. Chodzi o projekt, którym zajmuję się od 6 marca, a który w końcu ruszył w piątek. Dziś wszyscy się mnie pytają, o co w zasadzie chodzi? Dziś.
Chodzi o to, że zrobiłam Dziecku kolację z dwóch dań, a Dziecko chciało płatki z mlekiem. Z dokładką.
Chodzi o M, który chciał pomóc, więc uprał mój lniany żakiet w 60 stopniach oraz jedwabną spódnicę razem z czarnymi dresami Dziecka.
I o nową fryzurę, przez którą jedna osoba na przystanku powiedziała do mnie “przepraszam pana”. I o to, że Dziecko siadło na puzzlową Marilyn, nad którą pracuję od Wielkanocy.
Chodzi o to, że miałam iść na spacer, a spadł na mnie zimny deszcz, a miało być tak beztrosko.
I nowe buty mi przemokły.
Chodzi o to, że wszystko wiedziałam, a znowu nie wiem nic.
oj, bo dziś Agaty mają taki właśnie dzień...Nie będę się licytować, ale uwierz, ze mogłabym ;)
OdpowiedzUsuńŁącze się we frustracji
UsuńMój poniedziałek tez był koszmarny,dzisiaj już lepiej..Mam nadzieje,że u Ciebie też.
OdpowiedzUsuńDziękuje za adres mailowy,zaproszenie wysłane :)
OdpowiedzUsuń