Latem gdy jechałam na wakacje z jogą, zapomnialam wziąć dowodu rejestracyjnego i maty do jogi. Teraz zostawiłam całą torebkę i spodnie narciarskie Dziecka. Najważniejsze to trzymać poziom!
Dziewczyny z MbL mi przypomniały, że mam bloga i blogerskie alter ego. Z tej to okazji pomyślałam, że może mały updejt spraw, z którymi ostatnio muszę dawać sobie radę: - bezsenność, obrażalstwo i zazdrość Dziecka - ciężar 50 zaręczynowych diamentów - rozterki z cyklu, co mam dziś zblendować w moim ukochanym vitamixie (tak, Unold numer dwa też pojechał do reklamacji i nie chcę go już oglądać. Sprzedałam nerkę i kupiłam vitamixa, pfff) - jak się zabrać za subjuntivo - interaktywne kampanie marketingowe. Ale spoko, ze wszystkim daję radę :)
Dziś o przemijaniu. Zachciało mi się pogrzebać w fotografiach. Takich starych, wydrukowanych na papierze błysk 10x15. Bardzo starych. Z liceum. Z czasów przedwarszawskich, przedpracowych, przeddzieciowych, przedkredytowych, przedzmarszczkowych. Wakacje były wtedy zawsze w lecie i trwały 2 miesiące, a na Mazurach było czysto i miejscami zupełnie pusto. Moi dziadkowie żyli, mój ojciec miał fale we włosach, a ja chodziłam w glanach i bez makijażu. Nie mogę uwierzyć, że nie lubiłam wtedy moich włosów. Sądziłam na dodatek że jestem gruba. Oczywiste było, że moje życie może się potoczyć według milionów zupełnie niebanalnych scenariuszy i że na pewno nie popełnię klasycznych błędów dorosłych. Grzebanie w przeszłości to ryzykowna sprawa. Niechcący wywołałam ducha z przeszłości, uchyliły się drzwi nie otwierane od dawna i powiało starym smutkiem. Bardzo mi dziś samotnie w związku z tym. Garnę się do ludzi i pozwalam sobie na więcej lenistwa niż zwykle.
Prowadzę wojnę z molami, takimi od kaszy, i przegrywam. Zaczęłam ekologicznie i humanitarnie, od posprzątania, octu i pieprzu. Zwierzątka poczuły sie dobrze i bezpiecznie i zaczęły się mnożyć na potęgę. No to zrezygnowałam z humanitarnie. Zaczęłam je ekologicznie wybijać, klap-klap i wrzucać do śmieci organicznych. Widocznie mole nie mają świadomości zbiorowej, bo te nie wyklaskane nadal się pięknie mnożyły. Unia marzy o takim przyroście naturalnym! Wobec ewidentnego braku sukcesów, mimo wyjątkowo wysprzatanych szafek kuchennych, wciąż znajdowałam białe robale w herbacie owocowej i orzechach. Nie pomogły klipsy na torebkach, zakręcane słoiki, puszki i szafki spryskane octem a następnie posypane pieprzem mielonym. Odwiesiłam dumę, honor i zasady na hak i kupiłam pułapkę Rajd nasaczoną dobrą przemysłową chemią owadobójczą dedykowaną molom. Pułapki są duże i lepkie i montuje sie je na wewnętrznej stronie drzwiczek. Z chwilą zawieszenia mole przestały się objawiać. Przez pierwszy tydzień ...
Komentarze
Prześlij komentarz