Kawy
Dziecko zaprosiło wczoraj kolegę na nocowanie. Zgodziłyśmy się (obie mamy) licząc, że
się zaraz sami wycofają z durnego pomysłu. Nie wycofali się... ostatecznie kolega został wyniesiony przez swojego tatę już prawie śpiący z mojego łóżka, a ja padłam jak stałam i zasnęłam. Obudziłam się przed 4. Jak wiadomo godziny przed świtem to okres lęgowy durnych myśli, lęków i stresów. Na dodatek miałam durny sen - kupowałam samochód. W środku był jakiś taki wielki, a fotelik Dziecka po zamontowaniu prawie wisiał mi nad głową. Jednak z zewnątrz był malutki, miał dach poniżej mojego pasa. Sprzedawczyni wzięła go po prostu pod pachę i zaniosła do kasy... Obudziłam się zdenerwowana, że tak durnie wydałam kasę na badziewie.
Włączyłam audiobooka, żeby odegnać smutki i przenieść się w czyjeś życie. Historia kobiety, która wybiera życie zgodne ze swoimi wartościami, w pełni świadoma tego, że w konsekwencji utraci ukochanego. Decyduje się na życie bez niego, zachowując integralność. (Kurcze, zawsze mi brakuje dobrego odpowiednika angielskiego integrity.)
Popłakałam sobie pod koniec opowieści. Uroniłam ostatnio łzy nad filmem, książką, muzyką
i blogiem. Słowa piosenki "Slow down, take your time ,it will be alright" najpierw dały mi pocieszenie, ale gdy się wsłuchałam w kolejny wers "if you take it on the science" znów poczułam beznadzieję ... nie da się ogarnąć rozumem, przecież to mi się w duszy nawet nie mieści. Czyli nie będzie alright? Opłakałam historie innych kobiet w których widziałam strzępki swojego życia... Na swoim życiem płakać nie będę. Będę je lubić.
Za to dziś mam wymówkę, by wypić 3 kawy, albo nawet 4.
się zaraz sami wycofają z durnego pomysłu. Nie wycofali się... ostatecznie kolega został wyniesiony przez swojego tatę już prawie śpiący z mojego łóżka, a ja padłam jak stałam i zasnęłam. Obudziłam się przed 4. Jak wiadomo godziny przed świtem to okres lęgowy durnych myśli, lęków i stresów. Na dodatek miałam durny sen - kupowałam samochód. W środku był jakiś taki wielki, a fotelik Dziecka po zamontowaniu prawie wisiał mi nad głową. Jednak z zewnątrz był malutki, miał dach poniżej mojego pasa. Sprzedawczyni wzięła go po prostu pod pachę i zaniosła do kasy... Obudziłam się zdenerwowana, że tak durnie wydałam kasę na badziewie.
Włączyłam audiobooka, żeby odegnać smutki i przenieść się w czyjeś życie. Historia kobiety, która wybiera życie zgodne ze swoimi wartościami, w pełni świadoma tego, że w konsekwencji utraci ukochanego. Decyduje się na życie bez niego, zachowując integralność. (Kurcze, zawsze mi brakuje dobrego odpowiednika angielskiego integrity.)
Popłakałam sobie pod koniec opowieści. Uroniłam ostatnio łzy nad filmem, książką, muzyką
i blogiem. Słowa piosenki "Slow down, take your time ,it will be alright" najpierw dały mi pocieszenie, ale gdy się wsłuchałam w kolejny wers "if you take it on the science" znów poczułam beznadzieję ... nie da się ogarnąć rozumem, przecież to mi się w duszy nawet nie mieści. Czyli nie będzie alright? Opłakałam historie innych kobiet w których widziałam strzępki swojego życia... Na swoim życiem płakać nie będę. Będę je lubić.
Za to dziś mam wymówkę, by wypić 3 kawy, albo nawet 4.
Dobra Kawa nigdy nie jest zła. :-) Niech moc będzie z Tobą. Zawsze.
OdpowiedzUsuń