piątek, 17 sierpnia 2012

Don't drink and post....


Balkon, przyjaciółka, kocyk, wino. Strasznie sie pogubiłam, wraca moje dawne, niestety sprzed półtora roku, poczucie utraty kontroli. Potrzeba kontroli nie jest podobno prawdziwą potrzebą. Chodzi chyba o bezpieczeństwo i sprawczość. Wolę myśleć, że o miłość i wspólne przeżywanie (ajfon poprawia na przesuwanie, tez pasuje) życia.
Do tego stopnia sie zgubilam, że zdałam sie na innych, na ich historie, ale tez rady. Nawet na Iching. Nic nie zrozumiałam z mieszanki tych odpowiedzi, więc postapilam po swojemu, ulegając egoistycznym pobudkom, przyziemnym, nieracjonalnym... W pogoni za przyjemnością chwili.
I co z tego mam? Kolejne pytania bez odpowiedzi... Mój ból jest czyjąś normalnoscią... Nie, to nie tak. Sama tego chciałam, z tym się liczyłam, o to kiedyś nie dbałam. Ryzykowałam, wmawiałam sobie, że i tak warto latać 30 cm nad powierzchnią ziemi, że dla tego uczucia warto kiedyś będzie przeżywać upadek. Łatwo nie dbać o spadanie, gdy jest się na górze. Dać się ponieść chwili, słowom, wyobrazić sobie co znaczą... Nie wiedząc niczego na pewno. You know nothing, Jon Snow. Mam tyle lat, a wciąż wpadam w te same schematy. Muszę się wzmocnić, zakuć w zbroję egoizmu, inaczej nie dam rady. A o to przecież chodzi.
Piszę te słowa ze studni rozterek, a jednocześnie z pełna świadomością, że mam byc za co wdzieczna.
Odczyt z mentalnego alkometra: 1,2 butelki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz