Zjazd z endorfinowego haja
Myślę ostatnio trochę o miłości. Czy wszyscy takie ćmy są czy tylko ja? że się tak pcham, gdzie parzy i jeszcze się dziwię... sobie się dziwię.
No myślę tak ostatnio, bo po pierwsze odkryłam jakiś czas temu, że mam rozbudowaną bardzo potrzebę miłości. I oczywiście pierwsze skojarzenie mam takie, że jak już się zakocham, to reszta pójdzie jak z płatka, znaczy frank poleci na łeb na szyję, Dziecko stanie się grzeczną panienką, załatają dziury w drogach, schudnę i wymłodnieję, a na świecie zapanuje pokój. Potem przychodzi drugie skojarzenie, ze heloł, cośtam już o sobie i życiu wiem i to tak wcale nie działa. Ale fajnie było tak przez ułamek sekundy pławić się w tym pierwszym skojarzeniu. Więc urealniam swoje oczekiwania, co nie znaczy, że eliminuję zupełnie opcję przejechania się i wylądowania na dupsku z ręką w nocniku. Sorry, taki lajf, im wyżej latasz tym mocniej się obijesz spadając. Ale wiecie, co? i tak warto.
A potem trafiam na taki tekst co trochę jest zimnym prysznicem na moje romantyczne i poetyckie serce, ale jednocześnie współgra z tym moim drugim urealnionym skojarzeniem. Strasznie mi odpowiada stwierdzenie "Zamiast bezustannie czekać i tęsknić po prostu żyj."
Ale.. jak już pojawia się ktoś do rzeczy, to co dalej? Pielęgnować czy odpuścić? Czekać czy działać? Pytać czy obserwować?
Tyle lat już żyję, więc czemu ja ciągle nic nie wiem...>To taki przedurlopowy blues...
No myślę tak ostatnio, bo po pierwsze odkryłam jakiś czas temu, że mam rozbudowaną bardzo potrzebę miłości. I oczywiście pierwsze skojarzenie mam takie, że jak już się zakocham, to reszta pójdzie jak z płatka, znaczy frank poleci na łeb na szyję, Dziecko stanie się grzeczną panienką, załatają dziury w drogach, schudnę i wymłodnieję, a na świecie zapanuje pokój. Potem przychodzi drugie skojarzenie, ze heloł, cośtam już o sobie i życiu wiem i to tak wcale nie działa. Ale fajnie było tak przez ułamek sekundy pławić się w tym pierwszym skojarzeniu. Więc urealniam swoje oczekiwania, co nie znaczy, że eliminuję zupełnie opcję przejechania się i wylądowania na dupsku z ręką w nocniku. Sorry, taki lajf, im wyżej latasz tym mocniej się obijesz spadając. Ale wiecie, co? i tak warto.
A potem trafiam na taki tekst co trochę jest zimnym prysznicem na moje romantyczne i poetyckie serce, ale jednocześnie współgra z tym moim drugim urealnionym skojarzeniem. Strasznie mi odpowiada stwierdzenie "Zamiast bezustannie czekać i tęsknić po prostu żyj."
Ale.. jak już pojawia się ktoś do rzeczy, to co dalej? Pielęgnować czy odpuścić? Czekać czy działać? Pytać czy obserwować?
Tyle lat już żyję, więc czemu ja ciągle nic nie wiem...>To taki przedurlopowy blues...
Zdecydowanie pytać i działać! Przecież kto jak nie Ty wie najlepiej czego chcesz od życia czy od drugiej osoby. A tak czekając na nie wiadomo do końca co to można się tylko zestarzeć i się nawet nie doczekać :)
OdpowiedzUsuńJuż pomijam fakt, że i faceci i kobiety także to bardzo często mocno niedomyślne bestie więc po co się męczyć utrudniać wszystkim na raz życie? ;)
A co jeśli nie wiem czego chce od drugiej osoby? Jakiego związku? Dlatego jest opcja zeby czekać i obserwować co z tego wyjdzie.... Tylko ze chyba tak nie potrafię, bo włącza mi sie planowanie, kontrolowanie...
Usuńdziałać
OdpowiedzUsuńpytać i obserwować
i nie zapominać o sobie
No tak, siebie tez obserwować...
UsuńOdpowiem cytatem: "Trzeba zanurzyć się w rzece życia i pozwolić pytaniu odpłynąć z prądem”
OdpowiedzUsuńMoże nie utrudniać, nie ułatwiać - niech się dzieje? Nie wiem. Nie ma chyba recepty. Niestety.
Dzieki za ta notke i za tekst.
OdpowiedzUsuń