Serce matki
Są zawodowi kierowcy, ale większość amatorów też radzi sobie świetnie. Są wybitni kucharze, co piszą książki i mieszają truskawki z wołowiną nadając im francuskie nazwy, co nie znaczy że pierogi ruskie w wykonaniu lokalnej garmażerii znacząco odstają. Są w końcu specjalistki (to nie seksizm, większość to baby) od wychowywania dzieci, komunikowania bez przemocy, Liedloff, Waldorfa, Montessori i języka żyrafy, ale chciałabym napisać, że serce matki jest najlepszym drogowskazem i nawet te matki-amatorki, co nie czytają o nowych trendach w macierzyństwie dają radę, tak jak z pierogami, dojazdem do przedszkola, tak i z własnym bachorem.
Bardzo bym chciała, ale nie mogę :(
Dziecko było wczoraj w szpitalu na operacji przepukliny. Szpital prywatny, sala na 3 łóżka, chirurgia jednego dnia, same proste zabiegi, ale jednak w pełnej narkozie. Trzej chłopcy (Dziecko, Gabi i Mati) w odstępach pół godziny wracają z operacyjnej i zaczynają się wybudzać. Pierwsze jest Dziecko. Budzi się, popłakuje, utulam, po jakimś czasie usypia. Mati jeszcze się nie obudził, za to Gabi, lat na oko 3, zaczyna pojękiwać i marudzić. Jego matka daje popis troski o dzieci, szkoda że nie swoje:
"Nie płacz, inne dzieci jeszcze śpią i obudzisz."
"Czemu tak płaczesz? Boli cię? Nie kłam, dostałeś lekarstwo i nic nie boli, nie ładnie tak kłamać."
"Uspokój się, bo będzie kara."
"Jak będziesz tak płakać, to sobie pójdę i zostaniesz tu sam."
Jak można się domyślić, każdy tekst matki zwiększa histerię dziecka, które zanosi się coraz głośniej i faktycznie budzi Matiego. Matka Matiego wkracza do akcji.
"No i czemu się tak drzesz? Obudziłeś Matiego! zaraz zadzwonię do wujka Mietka, żeby przyjechał i Cię zabrał. Wujek Mietek będzie bardzo zły."
Nieśmiało się wtrącam, że może on jest wystraszony i trzeba by go trochę przytulić.
Słyszę tylko "Nie, on ma taki trudny charakter, robi to złośliwie."
Mały Gabi w końcu się poddaje i przestaje skarżyć na swój los. Nawet wraca mu humor i razem z Matim szybko wracają do formy, również fizycznej. Ich trudne charaktery nie zostały jeszcze złamane, bo dokazują i urządzają wyścigi autek po sali. Chcieliby włączyć do zabawy swoje mamy, ale te zajęte są sobą i reagują tylko, gdy któryś z chłopców krzyknie, co malcy oczywiście zaczynają wykorzystywać...
Moje Dziecko pocięte trochę głębiej, przespało ten wychowawczy horror. Ale ja do dziś nie mogę się otrząsnąć z faktu, że w takim miejscu jak szpital, dwóch wystraszonych i obolałych chłopców słyszało od swoich mam tylko groźby. Nie mogę uwierzyć, że te dwie durne kwoki bardziej zatroszczyły się o sen Dziecka i moje zdanie o nich, niż o swoje maluchy. Jakoś do tej pory naiwnie wierzyłam w kochające i czułe serce matki. Wczoraj te okrutne idiotki udowodniły, że nie każda kobieta umie być dobrą matką dla swojego dziecka.
Bardzo bym chciała, ale nie mogę :(
Dziecko było wczoraj w szpitalu na operacji przepukliny. Szpital prywatny, sala na 3 łóżka, chirurgia jednego dnia, same proste zabiegi, ale jednak w pełnej narkozie. Trzej chłopcy (Dziecko, Gabi i Mati) w odstępach pół godziny wracają z operacyjnej i zaczynają się wybudzać. Pierwsze jest Dziecko. Budzi się, popłakuje, utulam, po jakimś czasie usypia. Mati jeszcze się nie obudził, za to Gabi, lat na oko 3, zaczyna pojękiwać i marudzić. Jego matka daje popis troski o dzieci, szkoda że nie swoje:
"Nie płacz, inne dzieci jeszcze śpią i obudzisz."
"Czemu tak płaczesz? Boli cię? Nie kłam, dostałeś lekarstwo i nic nie boli, nie ładnie tak kłamać."
"Uspokój się, bo będzie kara."
"Jak będziesz tak płakać, to sobie pójdę i zostaniesz tu sam."
Jak można się domyślić, każdy tekst matki zwiększa histerię dziecka, które zanosi się coraz głośniej i faktycznie budzi Matiego. Matka Matiego wkracza do akcji.
"No i czemu się tak drzesz? Obudziłeś Matiego! zaraz zadzwonię do wujka Mietka, żeby przyjechał i Cię zabrał. Wujek Mietek będzie bardzo zły."
Nieśmiało się wtrącam, że może on jest wystraszony i trzeba by go trochę przytulić.
Słyszę tylko "Nie, on ma taki trudny charakter, robi to złośliwie."
Mały Gabi w końcu się poddaje i przestaje skarżyć na swój los. Nawet wraca mu humor i razem z Matim szybko wracają do formy, również fizycznej. Ich trudne charaktery nie zostały jeszcze złamane, bo dokazują i urządzają wyścigi autek po sali. Chcieliby włączyć do zabawy swoje mamy, ale te zajęte są sobą i reagują tylko, gdy któryś z chłopców krzyknie, co malcy oczywiście zaczynają wykorzystywać...
Moje Dziecko pocięte trochę głębiej, przespało ten wychowawczy horror. Ale ja do dziś nie mogę się otrząsnąć z faktu, że w takim miejscu jak szpital, dwóch wystraszonych i obolałych chłopców słyszało od swoich mam tylko groźby. Nie mogę uwierzyć, że te dwie durne kwoki bardziej zatroszczyły się o sen Dziecka i moje zdanie o nich, niż o swoje maluchy. Jakoś do tej pory naiwnie wierzyłam w kochające i czułe serce matki. Wczoraj te okrutne idiotki udowodniły, że nie każda kobieta umie być dobrą matką dla swojego dziecka.
Już się cieszę, że mam przyjemność :))) Narazie tylko przelatuję Twoje wpisy /czas ogranicza/ a już jestem pod wrażeniem. No i cieszę się, że zawitałaś do mnie ;)
OdpowiedzUsuńW temacie...
Mam do czynienia z takimi "metodami wychowawczymi" na codzień. Od lat nie mogę zdzerżyć słów: "bo zawołam pielęgniarkę i ci zrobi zastrzyk taką wielką igłą!"
Wyedy zwracam się do mądrego rodzica, zerkam głęboko w oczy i ze stoickim spokojem rzeczę: "Mam nadzieję, że to jednorazowa przygoda pani dziecka w szpitalu, bo ciekawe co by panie powiedziala, gdyby ciężko chorowało i musiało kilka razy dziennie dostawać zastrzyki taką wielką igłą - że za karę?" i zwracam się do dziecka tymi słowami: "a ty wiesz, dlaczego muszę ci robic takie zastrzyki?", "bo jestem chory", "właśnie! a musisz być zdrowy - i pamietaj, że jak mamusia dalej będzie cię straszyć zastrzykami i pielęgniarką, to jej zrobimy zastrzyk - może pomoże". Zazwyczaj przy kolejnej wizycie slyszę z ust rodzicow słowo "przepraszam" albo jest obraza na całego i komentarz za plecami, jaka to ja wredna :)
Pozdrawiam