Strajk na poczcie
Nie mam czasu kasować spamu. Nie nadążam oznaczać maili do załatwienia. Nie czytam załączników. Nie czytam nawet drugiego zdania.
Góra rośnie i rośnie. Jak listy w opuszczonym urzędzie pocztowym w Ankh-Morpork. Już sobie szepczą, knują, tworzą związki zawodowe maili nieprzeczytanych oraz oznaczonych jako nieprzeczytane. Te oflagowane zakładają rady robotnicze i niedługo mnie obalą jako nieczułego kapitalistycznego odbiorcę.
Nigdy chyba nie miałam tak, że się nudziłam w pracy. Ale to co się dzieje ostatnio, to ja dziękuję i wysiadam na najbliższym przystanku. Pojechałabym w delegację odpocząć. Może być do Radomia. Albo na szkolenie... a jakaś konferencja 2-dniowa to już w ogóle marzenie.
Obiecuję sobie, że coś na spokojnie przeczytam w domu, jakąś prezentację, ofertę, notatkę zrobię... ale po drodze załatwiam sprawy różne, próg przestępuję o 20 i zaczynam, ogarniać kuchnię, roznosić pranie do szaf, gotować kompot, wsadzać Dziecko do wanny, ćwiczę jogę i brzuszki na cześć zbliżającego się lata... i nagle jest 23, i mnie się naprawdę oczy kleją i mam w nosie tą zaległą prezentację, notatkę i ofertę. Strajkuję i ja i idę spać.
A najsmutniejsze jest to, że akurat ja mam życie towarzyskie i niespodziewanie szerokie grono osób które chcą ze mną rozmawiać przy kawie (że o winie nie wspomnę, ale ja zawsze "szkoda, ale jestem samochodem i niedługo muszę lecieć") lub chociaż przez telefon. I tak się składa, że jutro powinnam iść w wyprasowanym ubraniu... i dobrze abym miała komplet guzików przy marynarce. Dobranoc.
Komentarze
Prześlij komentarz