czwartek, 31 maja 2012

Najlepszy rok mojego życia

Nie jest to Nowy Rok, ani nawet nowy rok akademicki, ale u mnie właśnie minął rok.... Nawet nie kalendarzowy. Symbolicznie, życiowo. Skończył się pewien rok oznaczający obrót koła, domknięcie cyklu. Prawie rok temu M wyprowadził się z domu. Czuję potrzebę podsumowania oraz jak zawsze, nie robienia żadnych postanowień.
Można powiedzieć, że to był rok dramatyczny, gdyż rozpadło mi się małżeństwo i 15-letni związek, pożegnałam się z wizją bycia połówką jabłka, planem wielodzietnej rodziny oraz psa, kurs franka wprowadził mnie w stan przedzawałowy i widziałam siebie mieszkającą z Dzieckiem w kartonie, zepsuła mi się lodówka i pralka, Dziecko przeżyło traumę i przestało spać w swoim łóżku, obwisły mi niektóre części ciała, utraciłam możliwość pracy na niecały etat, posiwiałam i spędziłam wakacje z teściową, dostałam najczarniejszą robotę w całej firmie...
Można tak powiedzieć i na pewno jest to prawda. Wszystkie te myśli towarzyszyły mi w jakimś stopniu przez cały rok, może nie wszystkie na raz, ale zawsze któraś się tam pętała, szczególnie mocno dając o sobie znać w dołujących fazach cyklu miesięcznego.
A jednak gdy zabieram się za podsumowywanie, muszę wytężyć pamięć lub sięgnąć do wcześniejszych notek, aby przypomnieć sobie te ciemne chwile. Zabieram się do napisania tego od paru tygodni (paru, znaczy więcej niż 4) i wygląda na to, że przeżyłam właśnie rok:
- kochania samej siebie, zaprzyjaźniania się, opiekowania, poznawania
- odkrywania prawdziwych przyjaźni, siły jaką daje mi przyjaźń
- ciszy i radości z przebywania samej we własnym domu
- otwierania na innych ludzi, dostrzegania, że absolutnie każdy jest interesujący
- wybaczania innym i sobie też, ale to patrz pierwszy bullet
- wdzięczności za moje życie, zdrowie, siłę, przyjaciół, wiarę
- bycia całością.

Nigdy chyba nie nauczyłam się tak wiele w ciągu jednego roku. Nigdy nie poznałam tylu wspaniałych ludzi, nie odbyłam tylu wzbogacających rozmów, nie słuchałam z takim zainteresowaniem.
Był spontan i masa nowych rzeczy.
Zaczęłam znowu czytać (i słuchać) książki. Malować paznokcie. Palić papierosy (tym razem bez wyrzutów sumienia!). Zarywać noce. Kochać się bez zobowiązań. Chodzić do kościoła z przyjemnością. Słuchać ostrej muzyki. Tańczyć. Płakać nas sobą. Upijać się. Jeździć na nartach. Prosić o pomoc. Mówić pieprzę to. Chodzić w sukienkach. Nie planować. Pisać. Ćwiczyć. Odmawiać. Sięgać. Łamać swoje zasady. Uczyć się. Zapraszać gości. Chodzić na koncerty. Żyć tu i teraz.

Bardzo dziękuję M za odwagę i stanięcie twarzą w twarz z prawdą, bo mnie na to nie było stać.


4 komentarze:

  1. Wow, wiem, że to słowo jest liche w stosunku do tego tekstu, ale właśnie ono pierwsze przyszło mi na myśl po przeczytaniu,brak mi innych słów, ale duży szacunek za to wszystko, za cały ten rok.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam czytac takie notki. Sciskam Cie, mila moja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zupełnie anonimowo - go girl! You rock - i będzie tylko lepiej, biorąc pod uwagę gdzie jesteś z samą sobą..

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Wam Kochane, to także Wasza zasługa :)

    OdpowiedzUsuń