niedziela, 6 maja 2012

Kiełki ze wsi

Chciałam w końcu coś napisać. Dość banalnego, o tej całej majówce, wsi, wypoczynku i procesie decyzyjnym. Ale laptopik blu mnie przerobił na szaro, bo udowodnił mi, że on majówki nie miał, nigdzie nie pojechał, wsi nie widział, nie palił ogniska, nie piekł kiełbasek z Lidla, nie pił tekili pod lipą i jego proces decyzyjny może być dłuższy nawet niż mój. Bo ja na ten przykład zastanawiam się, co napisać przez 2 tygodnie, na jaki kolor pomalować pokój od pół roku, i co zrobić ze swoim życiem od 10 miesięcy. Ale to nic w porównaniu z laptopikiem blu który się zastanawia czy wyświetlić mi literkę C czy nie przez 3 minuty. Więc być może czeka nas przerwa techniczna w blogowaniu, albo sobie w końcu kupię klawiaturę do ajfona i już.
Tymczasem długi weekend okazał się zaskakująco krótki. Ani się obejrzałam, a tu czas wyszorować ziemię z pięt, ogolić nogi (no co, na wsi byłam), położyć się spać przed 23 i wpiąć się w kierat jutro o 6 rano. Mam jednak poczucie, że oprócz lekkiej opalenizny i przeczytanych parudziesiąt procent książki (i paruset procent wypitych) przywiozłam z tej majówki kiełki decyzji życiowo-zawodowych oraz sadzonkę kolendry.
Sadzonka kolendry ma się dobrze na parapecie kuchennym, a te kiełki to chyba wsadzę do szklarni. Nigdy jeszcze nie miałam tylu wahań i wątpliwości. Zawsze działałam szybko i nie zastanawiałam się, czy może trzeba było inaczej. Więc te kiełki bardzo cenne są.

1 komentarz:

  1. tak Kochana, te KIEŁKI ustaw na słoneczku, wszystkie razem i każdy z osobna pielęgnuj, podlewaj, nie żałuj dobrego słowa...nigdy nie wiadomo który wyrwie ślicznie w górę a jednocześnie mocno się zakorzeni i stanie się silną podporą.

    OdpowiedzUsuń