Drugiego popołudnia poszłam na spacer, na obiad do knajpki, do kina i wyszorowałam kuchnię. Poczytałam książkę. Trzeciego i czwartego dnia było podobnie. Zakupy, gotowanie sprzątanie, czytanie, w sumie nic nazwyczajnego... a jednak trwam w samozadowoleniu.
I zaczęłam myśleć o tym jak to jest, że gdy zostałam sama to robię takie zwykłe rzeczy bez pośpiechu, z radością, zadowoleniem, smakując każdą minutę niemalże. Dlaczego w zasadzie nie mogę rozkoszować się moimi popołudniami gdy jest Dziecko? Przecież Dziecko jest super i fajnie z nim robić rzeczy, więc dlaczego przy Dziecku pojawia się spięcie, napięcie, konieczność, niedoczas?
Postanawiam sobie wiosennie luzowac zawiasy, kłaść dłonie na uda i rozmasowywać przeplanowanie i wymuszanie.
I wrzucać na luz.
I zaczęłam myśleć o tym jak to jest, że gdy zostałam sama to robię takie zwykłe rzeczy bez pośpiechu, z radością, zadowoleniem, smakując każdą minutę niemalże. Dlaczego w zasadzie nie mogę rozkoszować się moimi popołudniami gdy jest Dziecko? Przecież Dziecko jest super i fajnie z nim robić rzeczy, więc dlaczego przy Dziecku pojawia się spięcie, napięcie, konieczność, niedoczas?
Postanawiam sobie wiosennie luzowac zawiasy, kłaść dłonie na uda i rozmasowywać przeplanowanie i wymuszanie.
I wrzucać na luz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz