Po balu
Jak to mi sie szybko zmienia... Początkowo planowałam Sylwestra spędzić z rodzicami i panią Torbicką, użalając się nad sobą i wpełzając co chwilę pod łazienkowy dywanik będący najwierniejszym powiernikiem trosk kobiety na zakręcie, wiadomo. Ale wystarczył jeden pionizujący telefon od przyjaciółki ("bedzie fajnie, nikogo tam nie znamy, M na pewno będzie imprezowal, jak będziesz stara to Torbicka nadal bedzie prowadzić sylwestra z dwojką") i już za chwilę szukałam nienaruszonej pary pończoch, jakiejś dopinającej się sukni i pochlebnego stanika, wpadłam do Biedronki, wygrałam wyścig po ostatniego szampana i perukę z lamety i pomalowałam oko na królewski bal. Wykonalam również papierową koronę którą przyozdobiłam rubinami z lakieru do paznokci. Uzyskałam w ten sposob ęplua Królowej Karo ale ta definicja przyszla mi do glowy dopiero dziś rano. Co prawda byłam na zamku tylko dwie godzinki, ale zrobiłam zamieszanie godne Kopciuszka na pamiętnej bibce u ksiecia. Otóż pewna Baronowa wyznając mi pijacką miłość niespodzianie zawisła na mnie całym ciężarem szlachetnego ciała. Nie był to ciężar duży aczkolwiek wziął mnie z zaskoczenia. Tak to Baronowa poleciała na Królową Karo pociagąjac za soba Maharadżę. Wylądowałam na kamiennej podłodze w fontannie tluczonych kieliszkow i kałuży dobrego szampana. Stylowo. Ale korona wysadzana rubinami mi z głowy nie spadła. Więc dzis oprócz głowy boli mnie łokieć, biodro, kostka, ramię i mam ranę ciętą nad nerką. Mimo wszystko czuję że w Nowym Roku DAM RADĘ. Poza tym to impreza była przednia, a ludzie sympatyczni i chętnie bym ich sobie dodała na fejsie, ale niestety nie zapamiętałam ani jednego imienia:)
No właśnie. Wszystkiego dobrego w nowym roku! :-).
OdpowiedzUsuńI dla Ciebie również, wielu wspaniałych podróży i udanych fotek!
OdpowiedzUsuń