środa, 8 czerwca 2011

Górki i dołki

Są takie dni, kiedy rosną mi słupki popularności.
Normalnie, włosy same się układają, buty na obcasie nie obcierają, biodra lekko się kołyszą, a w radio lecą tylko takie kawałki, które umiem śpiewać, albo ewentualnie się szybko uczę. Na przykład, że wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni.
Samo się wszystko składa do kupy i nawet nie muszę sobie specjalnie dawać rady, bo nie ma z czym.
No i właśnie takie dni lubię.
A jak się czasem obejrzę za ramię przypominając sobie z jakiego ciemnego lasu właśnie wylazłam, to mnie przechodzą ciarki. Jak długo będzie świecić słońce?
Brrr.
Pan Gips-Ścianka i jego wyceny w excelu i projekty w corelu mnie kręcą i napawają optymizmem, i choć przeczuwam że z terminowością będzie różnie, to jakoś się cieszę na ten remoncik. W rękach pani Ludy moje mieszkanko jest bezpieczne i wiem, że w 4 godzinki odpicuje je na błysk po każdym gruzowisku.

Jadę na Openera! Z Dzieckiem! Może nawet z M? Chociaż coś wspominał, że nie chce ze mną, bo mu się marzy spanie w namiocie z kolegą, zapach niemytej męskiej pachy o 4.50 rano i na wpół przetrawionego wczorajszego piwa unoszony przez zatokową bryzę znad tojtojów. Ja w to nie wchodzę.
Kto jedzie?
Jakieś doświadczenia z dziećmi na festiwalu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz