środa, 4 maja 2011

Majówka

Śmy pojechali.
Dziecko wiadomo, brudzi jedne spodnie na dzień. Więc cztery pary. Plus rezerwa, bo błoto, deszcz, wypadki i tak dalej. Ma spodni 6 par. Jedne jeszcze kupujemy po drodze, ale to dlatego że ładne, a nie potrzebne. Te sześć par to po powrocie wszystkie od razu do pralki.
Ja wiadomo. Jestem dziewczynką. Więc dwie pary spodni. Plus jedne takie ładniejsze jakby co. Plus spódniczka. Chodzę w tych samych cały wyjazd.
M wiadomo. Facet i twardziel. Deszcz się go nie ima. Zimno nie straszne. Stroić się nie będzie. Ma jedną parę. I tenisówki. W góry. Luzik.
Co nie znaczy że jego bagaż najmniejszy, bo przecież 300 km bieżących kabli, ładowarek, zasilaczy, 12 przelotek i 4 urządzenia elektroniczne trochę miejsca zajmują.

Zdarzyła mi się na tej majówce taka historia, która się każdej mamie przytrafia. Czyli że w stylu trzymam 2 siateczki w rękach, torebkę, soczek, kurteczkę, chorągiewkę (bo dzień flagi był), obrazek z kameleonem i zieloną kredkę. I wtedy Dziecko woła siusiu, ale takim głosem że wiadomo że już. I mam co prawda 6 par zapasowych spodni, ale przecież nie przy sobie tylko w hotelu! No typowe, więc ja nie o tym, co się potem stało, czyli jak to omiotłam dzikim wzrokiem salę, odnalazłam M, który akurat trzymał w ręce ajfona, wtryniłam mu swój dobytek, porwałam Dziecko i wpadłam do pierwszej toalety z brzegu. No i właśnie o tym chciałam, bo to była akurat męska i ja akurat pierwszy raz byłam w męskiej, nie złożyło się jakoś do tej pory. I tam dowiedziałam się na czym polega wyższość kobiet. Po prostu tak obsikanej toalety wraz z podłogą i ścianami to żem w życiu nie widziała i zobaczyć nie chcę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz