poniedziałek, 7 marca 2011

Parkowanie

Po 10 czy 11 dniach gęstej atmosferki M zaczął zmieniać swoje zachowanie. Objawiało się to głównie kompulsywnym praniem oraz przysiadaniem się do mnie na kanapie bez ajfona/ajpada w rękach.
Być może nawet doszlibyśmy do etapu, kiedy coś powie, ale wziął się drań na sposób. Jako że dzielimy nie tylko troski dnia powszedniego ale także zdarzające się nieszczęśliwe wypadki, wykorzystał podstępnie fakt, że ktoś zaparkował sobie auto na prawych tylnych drzwiach naszego peżocika. I w ten to sposób musieliśmy porozmawiać. Co wyglądało tak, że M o 6.15 w niedzielę oświadczył iż ubiegłej nocy miało miejsce fatalne zdarzenie, po czym wrócił do spania na 4 godziny. Obejrzałam straty i nie sposób ich zignorować, chociaż M się to jakoś udaje....
Miałam wykonać telefon do przedstawicieli służb mundurowych, ale przecież nie znam szczegółów....
Więc w ten piękny słoneczny poranek poniedziałkowy (a propos, tyle dni słonecznych w marcu to jakaś anomalia, no nie? czuję się rozpieszczona promieniami..., zaczynam używać filtra 50tki) wybieram się do pracy środkiem komunikacji zbiorowej, a M pozostaje na placu boju z Dzieckiem, mlekiem sojowym w słoiku oraz dziurą w samochodzie i perspektywą wizyty na komisariacie Włochy. Dziecko raczej będzie go wspierać duchowo. Dziś obudziło się o 6.10 i pyta, czemu nie śpię. Za mały jest, żeby mu mówić, że taka brutalna rzeczywistość matki, więc zaproponowałam coby wrócił do spania, no chyba że bardzo chce już wstawać. Spojrzał na Maurycego i podjął bardzo dorosłą decyzję. Śpi.
A takie miałam plany związane z tą gęstą atmosferką w domu, na przykład wybierałam się na manifę fęministyczną. A co, przyda się jakieś zrównanie zarobków, dłuższe macierzyńskie, wychowawcze i weekendy, a także wolne z okazji miesiączki i zespołu przed. Ale wiał wiatr i zbierało się na śnieg, więc nie poszłam i teraz muszę pracować na równi z facetami za mniejsze pieniądze. Takie życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz