wtorek, 26 października 2010

Usta Angeliny Jolie

Się do mnie przyplątały gdzieś w sobotę pod wieczór za sprawą skonsumowania substancji przez mój organizm uważanej za wrogą. Czyli mam alergię. Substancja nieznana, gdyż w ową sobotę nawsuwałam się dóbr wszelakich, orientalnych i egzotycznych, częściowo z puszki, częściowo z Lidla, częściowo z kieliszka więc wiadomo: nie wiadomo nic.
Usta pięknej Angeliny to oczywiście tylko jeden z objawów, inne nie są tak ponętne, chyba że ktoś lubi salamandry plamiste.
W ciągu trzech dni zaliczyłam dwie nocki na izbach przyjęć i wrażeń mam co nie miara. Po pierwsze wiem że najnowszym katalogu Avonu jest jakaś mega wypaśna promocja na balsamy, bo pielęgniary zamawiają to na wyścigi.
Po drugie czuję, że dobry steryd w połączeniu z antyhistaminą wymiata lepiej niż dopalacz i to na koszt współpodatników.
Po trzecie to o stanie swojego zdrowia nie wiem nic, a liczne analizowane parametry wskazują na za niskie ciśnienie, za wysokie tętno, za niski cukier, niedożywienie mózgu. Co lekarz to teoria.
W każdym razie mam ten lekuchny helikopterek, który na ten moment zaskutkował spaleniem patelni, schrzanieniem ciasteczek owsianych oraz zagubieniem kubełka na śmieci o wymiarach 60x30x40 w drodze ze śmietnika do domu. A to dopiero pierwszy dzień leczenia!

2 komentarze:

  1. Wszystko źle. Zamiast się żalić powinnaś posyłać światu niepowtarzalne całusy :D

    OdpowiedzUsuń