poniedziałek, 4 października 2010

Małe wielkie odkrycia

Wzięliśmy Dziecko na wesele pomimo że plan był inny. Znaczy Dziecko miało nie chodzić na wesela dopóki nie nauczy się tańczyć kaczuszek, jeść nożem i widelcem oraz krzyczeć gorzko gorzko.
Ale wzięliśmy. Bo my jesteśmy Rodzice Konsekwentni. (Ja mam to od zawsze - już jako nastolatka przyrzekłam nie mieć dzieci ani szefa oraz nigdy nie mieszkać w bloku. Nie wierzcie nastolatkom!)
Dziecko zapoznało na weselu kulkę ze skrzydłami i dziobem i miłość wybuchła od pierwszego wrażenia. Na szczęście M jest z branży, więc rozpoznał to-to i nazwał jakoś z japońska. Dziecko mówiło, że chce bakłażana. Według M bakłażany występują w Empikach i w Smykach.
W naszym Zadupiowym Empiku bakłażanów w kulkach nie było.
W drodze do Empiku wielkomiejskiego się okazało, że zostawiłam zupę na gazie, więc bakłażanów (na tym etapie zwanymi już batuganami lub toboganami) szukaliśmy gazem.
Nie było takich z dziobem, więc kupiliśmy z odnóżami i jęzorem.

Natomiast moim odkryciem weekendu jest mleko kokosowe. No ja wiem, że to żadna nowość i że świat zna ten produkt. Ale ja dopiero teraz po przetrzymaniu przez pół roku puszek z owym mlekiem w szafce ustaliłam, że można je dodać do wszystkiego, np. do kawy, zupy, tej co się prawie spaliła przez bakugana, oraz owsianki. Pycha.

A Dziecko po weselu jest w stanie wskazującym na ostry nieżyt gardła. Niestety służba zdrowia nie wydoliła i nie ma już miejsc u lekarza. Kiblujemy w domu. Z solidnym zapasem mleka kokosowego damy radę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz