niedziela, 12 września 2010

O bajkach

Będzie o bajkach, bo mnie niepokoją. Czy one są na pewno dla dzieci? i czy są wychowawcze? Przy niektórych to nawet ja się rumienię!
Spójrzmy na taką dziewczynkę z zapałkami - przecież ona na końcu umiera z zimna i głodu! Jak to się tłumaczy dwulatkowi?
No właśnie - następny taki Król Lew ze swoim cmentarzyskiem słoni (nie jest łatwo odpowiedzieć na "mamo, a co to jest cmentarzysko?"), ojcem umierającym na oczach dziecka i wypędzeniem małego lwiątka przez hieny.... "Mamo, Simba jest bardzo smutny, bo jego tata śpi". Ta.
Albo Słoń Dumbo. To już jest maksymalne przegięcie - matka wzięta za wariatkę zostaje zamknięta w więzieniu, dziecko z poważną deformacją twarzy musi pracować, aby przeżyć. Jest pośmiewiskiem dla wszystkich. I na dodatek upija się, ma omamy, traci przytomność, ma dziurę w życiorysie i kaca.
Ostatnio natomiast zbulwersowała mnie Calineczka, czyli historia pierwszego in-vitro ("jak mieć dzidziusia bez tatusia"), gdzie rolę banku nasienia pełni dobra wróżka. Nieletnia Calineczka zostaje uprowadzona i wpada w ręce handlarki żywym towarem - przechodzi kolejno przez ręce przygłupiej żaby, egotycznego chrząszcza i starawego kreta. Z tym ostatnim tworzy nawet w miarę stabilny związek, pomimo dzielącej ich różnicy wieku - "prowadzi mu dom" w zamian za wyżywienie.

Dobrze, że mamy Auta, tu wszystko jest dobre i sprawiedliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz