piątek, 21 maja 2010

W poszukiwaniu samotności

Poszłam sobie do kina, aby pobyć sama. I aby zobaczyć film, który przy okazji był super, i jeśli kiedyś będę robić filmy, to właśnie takie, o miłości i filozofowaniu z umiarem. Nie sądziłam że polubię Allena, ale się udało.
Ponieważ film leci już od stu lat, sala była pusta. Ale chyba feromony zadziałały, bo z obu stron dosiedli się do mnie ludzie i chyba byłam jedynym człowiekiem z dwoma sąsiadami na sali.
Pani z prawej jednostajnym ruchem pożywiała się popcornem przez 120 minut, natomiast pan z lewej kręcił się, komentował głośno, wybuchał śmiechem, powtarzał co fajniejsze kwestie, stale wyjmował ajfona i czytał smsy od niejakiej Paradise (a co, jak siedzi koło mnie tak aktywnie, to sobie poczytałam, czego chce Paradise w trakcie moich Chwil Bez Dziecka). Najgorszy był jednak zapach pana z lewej. Na pewno wydał fortunę na flakon eau de cośtam, ale z mojego punktu wąchania, były to zmarnowane pieniądze. Cuchnia jakich mało, którą epatował z każdym ruchem i smsem.

Koję zmaltretowany nos likierem czekoladowym prosto ze strefy bez ceł.
Tak przy okazji, lecę do Nowego Jorku. Można powiedzieć, że służbowo, robić risercz dla mojego drugiego ja. Jupi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz