czwartek, 25 marca 2010

Relaksi-taksi

U mnie relaksu ciąg dalszy.
Zabieg socjologiczny, jakim była wczorajsza podróż autobusem, bardzo mi się podobał.
W pracy osiągnęłam zen, graniczący z nudą.
Po pracy osiągnęłam nirwanę na fotelu w zakładzie damsko-męskim. Chociaż oczywiście Pani Myjąca pominęła obszar na czubku głowy. Dlaczego one nigdy nie myją całej głowy???
Moment płacenia rachunku był natomiast euforyczny. Ze względu na wypadające w tym tygodniu WIEKOPOMNE rocznice (wiekopomne, bo polegające na pominaniu wieku, czyli nie dające za-pominać o wieku) otrzymałam jakąś mega zniżkę. Słowem, nowy fryz kosztował mnie tyle, co słoik suszonych pomidorów w leklerku, natomiast mniej niż ekowino z tegoż.
Wieczorem M zabrał mnie na wino. Zamierza olać mnie i porzucić jutro na pastwę artystów, pijaków i prostytutek, więc teraz przygotowuje grunt.

Natomiast dziś o świcie zbudziło mnie radosne podniecenie. Tą pozytywną energię spożytkowałam w kuchni, gdzie przygotowałam pełnowartościowy posiłek zgodny z zasadami makrobiotyki i naturalnym cyklem przemian pięciu żywiołów. Ha!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz