wtorek, 9 marca 2010

Odlocik

Się majtłam samolotem do Gdańska. Obserwacje o świecie (czyli o sobie) poczyniłam, a jakże.
Na przykład, baaaardzo nie lubię, jak mnie przy tej metalowej bramce dotykają. Potem mnie skóra pali w tych miejscach, które obmacywali, przez 23 minuty.
A na drugi przykład bardzo lubię jak się samolot opóźnia z wystartowaniem, bo mogę sobie wtedy spokojnie poczytać, a to luksus, jakby nie było.
Za to nie lubię, jak ktoś czyta książkę i co 10 minut przerywa, żeby mi opowiedzieć, co się w tej jego książce wydarzyło.
Nie lubię wstawać o 3.55. Za to lubię potem odsypiać przez 10 godzin, mrrrau.
Nie lubię być w Gdańsku i nie widzieć morza.
I jeszcze, jak zostawiam Dziecko z M i ono się w 3 godziny 3 razy zasikuje, bo oszczędzamy nocnik na specjalne okazje. I M się wścieka na mnie, że tak późno wróciłam, jakbym się szlajała gdzieś, a nie czytała lekturę pośród biznesmenów i gwiazd krajowego showbiznesu.
I nie lubię jak ktoś kłamie, ale co na to poradzić?
I nigdy przenigdy mnie tak w uszach nie cisnęło przy lądowaniu jak wczoraj.

A w ogóle ta książka co ją czytam, jest maksymalnie durna. Skusiłam się głupia na okładkę. Od razu zorientowałam się, że konstrukcja narracyjna jest prosta jak budowa cepa i przewidziałam zakończenie. Jednak już w połowie lektury dotarło do mnie, że cep w porównaniu z tą historią to węzeł gordyjski. To co założyłam jest zbyt skomplikowane na narrację w Pożyczonej miłości. No ale skończę, bo lubię jak się na końcu całują.

To ja lecę :)

1 komentarz:

  1. siostro.... przy ladowaniu staraj sie ziewac... wiem, ze to glupio brzmi ale mi zawsze pomaga na regulacje cisnienia... tez troche sie nalatalam ostatnio i dla mnie ta metoda zawsze dziala. raz przespalam ladowanie (wiec nie ziewalam) i tez mnie uszy b bolaly

    OdpowiedzUsuń