sobota, 13 marca 2010

Naprężalnia i rozluźniacz

Jak głupia się cieszyłam na ten piątkowy wieczór. Aż z tej radości zapomniałam się z Dzieckiem pożegnać. I co? A no nico.
W skutek nadmiernej konsumpcji wina i tekili zafundowałam sobie na dziś reboot systemu. System wstawał do 14. Teraz trwa przywracanie danych. A wiele danych zostało wczoraj utraconych, oj wiele.
Gdzieś tam przypominam sobie fajurskie tabliczki na drzwiach do toalety: naprężalnia i rozluźniacz. Weszłam do naprężalni.
I jeszcze pamiętam, że jak tylko zasiadłyśmy w jednej takiej knajpeczce na stołkach barowych, to miejscówa momentalnie opustoszała. Potem weszło stado starszych pań, które rozmawiały o przylaszczkach i turystyce pielgrzymkowej. Zwiałyśmy.
M się mógł lekuchno obrazić za podawanie jego komórki obcym ludziom.
Oj, co będę opowiadać. Mam co chciałam i na co zasłużyłam.

2 komentarze:

  1. z powyższego agatopisu nie wynika że było fajnie, a było..

    OdpowiedzUsuń
  2. ..oj kaca miałem i ja, szczególnie po telefonie ;).
    Pozdrowienia dla M.

    OdpowiedzUsuń