środa, 3 lutego 2010

I kwita!

Mam lepszy sposób na bezsenność niż Chevy (sorry, Fletch). Dziecko. Kiedy o 4.20 snuję się po domu, to wystarczy, że Dziecko zdradzi chociażby najmniejszym zakwileniem możliwość przebudzenia, a już natychmiast każda komórka mojego ciała robi się przeraźliwie śpiąca, zaczynam nerwowo odliczać minuty do chwili gdy będę musiała naprawdę wstać. I jak tylko kwilenie ustanie, zasypiam natychmiast i chciwie. Dzięki, Dziecko, za przywoływanie matki do porządku, pokazując jej, co naprawdę ważne :)
Wyspana jestem.
Ale nie wiem, jak będzie dalej, bo zaczęłam nowy rozdział w moim życiu i na pewno bez stresów się nie obejdzie. Za to muszę się obejść bez projektu Michalina.
Poza tym moim narzekaniem na Dziecko, tak myślę, uzdrowiłam je z negacji świata. To znaczy negacja nadal występuje, ale w odmianie pozytywnej. Dziecko zaczęło wykorzystywać "nie" do ćwiczenia całych zdań. Objaśniam na przykładzie:
- Dziecko, chcesz pić?
- Nie, dziecko nie chce pić, dziecko chce sok z maliny.
Dodatkowo uleczyłam jeszcze Dziecko z kurzajki, którą stwierdziłam dziś rano, z przerażeniem na Dziecka stopie. Już miałam lecieć budzić M, pytać googla co sądzi o "kurzajka u dwulatka", gdy bardziej wnikliwa analiza organoleptyczna kurzajki ujawniła, że w rzeczywistości kurzajka jest pestką od pomidora. Uff.
Dziecko mnie uleczyło z bezsenności, a ja Dziecko z kurzajki i niegrzeczeństwa.
To jesteśmy kwita, przez moment.

PS. Zakwitły mi hiacynty, wiosna idzie, sialala.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz