wtorek, 19 stycznia 2010

We're back to normal

Wróciłam z krainy, gdzie większość ludzi chodzi w uszankach. Gdzie śnieg sprzed tygodnia nadal jest biały. Gdzie w dawnych żydowskich miasteczkach samochody ceni się za to, że poruszają się troszkę szybciej niż pieszy. I tak też się ich używa.
Wróciłam z Dzieckiem.
W dwa dni zrobiliśmy z mieszkania chlew.
W dwa dni Dziecko odstawiło 52 awantury o cokolwiek.
W dwa dni przeżyłam 17 kryzysów macierzyństwa.
W dwa dni Zygzak zginął i odnalazł się 123 razy, a ja na poważnie zastanawiam się, czy przyklejenie go super-glu do Dziecka to taki zły pomysł??
Odnalazłam dawne powody do narzekania na moje życie.
A ponieważ lubię narzekać, więc jest dobrze. Fajnie mieć Dziecko i cały ten bałagan i nerwówę.
Nie to że było mi źle bez, ależ skąd. Mogłabym się przyzwyczaić i zostać etatowym leniem kanapowym i oglądać wszystkie seriale. No, ale to w równoległej rzeczywistości. Czasem będę tam wpadać.
---
Straciłam głowę dla książki. Ani ona taka amibtna, ani ciekawa, ale czyta mi się jak z nut i nie mogę się oderwać. Zarwałam dwie noce. Czytam stojąc na światłach, czytam w windzie. Akurat jak dziś wjeżdżałam do biura to on ją pocałował. I teraz siedzę w pracy i się zastanawiam, jak przeczytać choć z jeden rozdzialik. Co było po tym pocałunku???
Czy przypadkiem nie należy mi się urlop okolicznościowy z powodu wciągnięcia w książkę? a może zdrowotny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz