piątek, 8 stycznia 2010

Kochanie, obiecuję, że będę Ci pomagał.

Ok, odnalazłam w sobie tą wściekłość, to mogę napisać.
Bo ja znowu mam takie momenty, że jest cudnie. Tańczę krakowiaka z Dzieckiem i piję szampana z M. A potem dopada mnie szara rzeczywistość i jakby mi kto wór kamieni zrzucił na łeb, tak do mnie dociera "podział" obowiązków w moim domostwie. I co tu dużo mówić, krew mnie zalewa.
Dziecko - jakoś się tatuś na tyle długo migał od zajmowania małym dzieckiem, że teraz dziecko jako Dziecko, wybiera mamusię do wszelkich posług. I jak ja tego małego usypiam, na ten przykład znosząc jego histerię przez 2,5 godziny, to szanowny M w tym czasie ogląda tv i nawet sobie drzemnie od czasu do czasu.
No więc, jak już przeczytamy Bintę i Dino, 14 razy przyniosę Zygzaka, ciacho, picie, chleb, paluszka i Hudsona, jak już mam równo obitą twarz tym Zygzakiem i Hudsonem, i Dziecko w końcu zaśnie, to ja sobie mogę:
- sprzątnąć w kuchni
- zetrzeć ze stołu
- umyć podłogę po kolacji Dziecka
- zdjąć pranie i rozwiesić następne
- znowu sprzątnąć w kuchni bo jak byłam w łazience z tym praniem, to M sobie robił kanapkę
- pójść spać, bo już za moment ranek i zaczyna się od nowa.
Więc mnie krew zalewa.
A jak jeszcze M wychodzi, bo M "bywa na mieście" i po drodze nie wyniesie śmieci. To niech się rano wypcha swoją bahlavą.
I jak ma mnie nie zalewać?

I nie, nie mam zespołu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz